Quantcast
Channel: * kiedy budzi się ☼ ...
Viewing all 70 articles
Browse latest View live

o ziarenku, z którego wyrosło wiele kolorowych pasji

$
0
0


Między serwetki papierowym wzorem, a wspomnieniem usłanego makami pola się zaczyna. Trzy kolory kłębków włóczki obok siebie. Czasem zbyt wiele ponurych dni.
Innym razem rysunek, w którego treść wplotła się myśl
i chodzi po głowie. Pobazgrane kartki w trakcie rozmowy telefonicznej. Ta niezwykła chwila zasypiania.
O, wtedy wstaję i zapamiętuję.  
Na białej czystej kartce, w notesiku, albo
w szklanym komputera ekranie.

Myśl.

Szkic.

Silne zainteresowanie. Zamiłowanie. Hobby.

Pasja...



Moje życie składa się z pasji. Wielu kolorowych pasji. A, że życie jedno - wszystkiego spróbować bym chciała. Nie skończyłam jeszcze obrazu, którego myśl w głowie namalowanie zasiała, a już powstaje projekt płaszcza, sukienki, smaku zupy, nowe ciasto. Wszystko przeplata się
w kulturowym tyglu. Pcha się na piedestał szydełko potykając o 5 drutów, na których właśnie skończyłam dziergać skarpetki. W międzyczasie odbieram klucze do pierwszego mieszkania z betonem dookoła nowych dnień
i chciałabym wszystko sama. Sama tłuc kafelki w mozaikę, bo skoro Pan Kazimierz może, to czemu ja nie?
Sama polakierować podłogę, a co to za filozofia… A na sufit jakieś „czary”, by budzić się rano i zasypiać inaczej.
Tak było.

Ziarenko zasiali Oni. Przychodzili po pracy do domu (najpóźniej o 16-tej).  Pasjonowali się. Fotografią, malarstwem, dłubaniem z drutu biżuterii, lutowaniem misternie wyciętych kawałków metalu w miniatury pojazdów, przygotowywaniem własnoręcznie kartek świątecznych dla całej wielkiej rodziny  i szyciem.
Do wszystkiego, co robili przykładali się z niezwykłą starannością. Każda ich praca z pasji tworzyła się sercem. Doskonalili swój warsztat, poznawali jego nowe zakamarki. Kruszyli swoją niedoskonałość w drobiazgi, by nadać rzeczywistości nowy smak. I tworzyli. On - elektryk, Ona - "kolejarka".
On rozstawiał w łazience kuwety i powiększalnik. Uciskał koce w szpary drzwi. Robił wielkie ciemno i pozwalał mi przekładać (uważnie odliczając) papier, na którym w kilka sekund pojawiało się to zdjęcie. Magia.
Z wywoływacza do wody, a potem z wody do utrwalacza. I tak w kółko.
Ona, kiedy szyła (ręcznie)pokazywała mi ściegi. Ten prosty za igłą i jak zrobić żeby się nie strzępiło.
Z niepotrzebnych kawałków mogłam lalkom szyć nowe sukienki. Taką motylkową bluzkę pamiętam. Sama mi ją
w ręku uszyła. I szmaciane lalki – te najulubieńsze. Majka, to była większa ode mnie. Cała ze skrawków rozmaitych tkanin. Majkę szyła kiedy spałam, bo na gwiazdkę. Chociaż Jej tata był krawcem, to Ona sama ubrań nie szyła.
Swoje (ekstra) sukienki zamawiała w małym zakładzie. Chodziłam z Nią na przymiarki, bo po drodze była kawiarnia
i „do grającej szafy pięć złotych wrzuć”, i ta piosenka. Kawa (Ona). Ciastko (ja). Wuzetka, albo nie, szarlotka z bitą śmietaną. Do każdej sukienki (prawie) inne buty (szpilki), torebka. Ona się zawsze tak starannie, zadbanie, kobieco nosiła - z takim obrazem kobiety rosłam.

A umiłowanie pasji, wyssałam z każdej sekundy życia od pierwszego dnia urodzin. Wypatrzyłam, podsłuchałam, zamarzyłam. Druty i haft pokazała mi Walentyna, igłę - Ona, maszynę do szycia na pedał nożny (!) ZPT, w szkole – tam  powstała moja pierwsza spódnica bombka (to był szał). Barwić tetrowe pieluchy nauczyły mnie młodsze siostry Mamy. Nie tylko, bo malować oko tuszem do rzęs, na który trzeba było napluć i paznokcie w kolory też One:
Ela i Krysia. Ciąć materiał na kawałki wymusiła ciekawość. Znakomite wykroje w starych wydaniach Twojego Stylu i Burdy (te z lat 90-tych do dziś nieustannie polecam – dziewczyny wiedzą) - prowokowały. 
A kolejki do Hofflandu? To dopiero był motywator! Kiedy szukałam nowej sukienki na poprawę humoru, w sklepach było NIC, a ludzie stali (od piątej rano, a bywało i noc całą!)– to tej sukienki, takiej jak chciałam, oczywiście też nie było.
Ale nożyczki, igła, nici i tetrowe pieluchy – na metry! Prześcieradła, których nie było szkoda na pierwsze próby. Czasem ktoś podrzucił jakieś skrawki z szafy, co mu się pałętały zbędne… Maszyna do szycia i igła w ręku - niezbędnik kobiecości! A pomysły, jak to pomysły, same przychodziły...  Szyłam najpierw tylko dla siebie (potem porteczki i kurteczki dla syna), nie odważyłabym się kiedyś dać komuś mojej szytej „kreacji”, bo jeśli z wierzchu wyglądała efektownie,
to jej wykończenie "z lewej strony" było moją porażką!  Nieustannie nad tym pracowałam. Latami.
W przerwach pomiędzy gotowaniem zupy, akwarelą, pomiędzy lepieniem pierogów, a układaniem z płatków złota ornamentu na obrazie. Ale projektowałam i wymyślałam ciuchy ZAWSZE. Te ważniejsze, co szły do ludzi szyła Antenka(o Antence kiedyś jeszcze napiszę, bo to zbyt ważna postać w moim życiu, by o Niej tylko tak ukradkowo wspomnieć).

„Moda” zawsze była tematem z boku. Vogue we włoskim wydaniu z lat 90’tych (mam dwa zmarszczone czasem okazy)– pożądany, prawie niedostępny! I inspiracje: retro lat dwudziestych, trzydziestych, pięćdziesiątych, dzieci kwiaty.
Ten wczesny Armani, o którego garniturze mogłam marzyć. Te dynamiczne i zdecydowane projekty Thierrego Mugler'a, albo objawienie angielskiej Central Saint Martins College of Arts and Design - John Galiano(spędził pięć owocnych lat w fotelu jednego z największych kreatorów DIORA). Te pękające w szwach kolorów misterne hafty od Lacroix
i szalona VivienneWestwood. Czy Jean Paul Gaultier, mogę tak godzinami...
To gadanie o "lubieniach" - to też moja pasja ;)

Rysowałam i szyłam. Rysowanie sprawiało mi taką nieziemską przyjemność jak smak pierogów z jagodami. Dosłownie! Rysowanie karmiło mój apetyt życia. Bo zanim cokolwiek uszyłam, najpierw i tak rysowałam.
Ale to rysowanie, malowanie z szyciem chciałam zawsze łączyć...

w deszczu miłości moknę
Nigdy nie potrafiłam znaleźć się w szufladzie z jednym opisem. Z uporem maniaka poszukiwałam, co czynię do dziś, nowych wrażeń. Odkrywając w sobie potrzeby twórczej realizacji poza szablonami: malarz, ilustrator, rysownik, animator, dekorator wnętrz, czy kura domowa. Szycie, to tylko jedna z moich pasji, ani mniej, ani bardziej ważna
od pozostałych. Każdej poświęcam się sercem, do utraty tchu, z tą samą siłą emocji.
Bo troskliwie podlewane w domu ziarenko - rośnie i owocuje ;)
(p.s. dzięki Mamo, dzięki Tato!)

Ale dlaczego tyle dziś o tym piszę? Skąd te wspomnienia w obrazach, szkicach, słowach?
Hmmm. Jestem tu dzięki dwóm niezwykłym kobietom Bezdomnej Wiolettcie z Szafy i Agi z Agilionu.
Poznałyśmy się na konkursie Łucznika.  I od owego "Łucznika" moja przygoda z blogowaniem się zaczęła.
Pewnie nie raz o tym jeszcze wspomnę, bo nasza przygoda z szyciem będzie miała swoją nową historię.
Ale dziś, chciałam Was Ambasadorki i Ambasadorów szycia, którzy nie wiedzą (jeszcze) albo mają obawy (niesłuszne) - zaprosić do udziału w konkursie:
klik na obrazek
Nagrody (wyborne!) zostawiając z boku, pozwólcie się innym i sobie nawzajem poznać.
Szycie to urocza pasja, która potrzebuje wsparcia, uwagi, konstruktywnej krytyki, towarzystwa i adoracji.
Macie już czasu niewiele, bo do 16-tego marca!
Zgłaszajcie swoje blogi w premierowej edycji Szyciowego BLOGA Roku poprzez formularz.
Trzymam kciuki!

Serdeczności
☼ Maryś


p.s. przekierowuję bloga na nową prywatną domenę - testuję przekierowania, więc mogą się pojawiać problemy techniczne - wybaczcie :)

drobnymi krokami do wiosny

$
0
0
 Zawsze, kiedy zima mi dokucza - a dzieje się to gdzieś
na początku listopada (już czuję ją w kościach) - tęsknię za kolorami lata, za zapachem wiatru, za ciepłym deszczem. Maszeruję przez zaspy śniegu i wzrokiem roztapiam te jego hałdy w poszukiwaniu koloru świeżej trawy. Przyglądam się nagim gałęziom i szukam w ich zastygłych pąkach zalążków liści. Wtedy wymyślam sobie sukienki. Na poprawę humoru, na to lato. Bo ja bardzo lubię sukienki. A już lata bez sukienki sobie nie wyobrażam!  Ubiegłej zimy miałam taki przesyt zimna i szarości, że w głowie – niczym mydlane bańki  - pączkowały mi kolory. Musiałam przygotować szkice - oczywiście moich ulubionych kwiatów.
Najpierw energetycznie, potem pastelowo.
Jak już "wymęczyłam" w głowie i na kartkach komputera wszystkie ulubione, kolory, kwiaty, odpoczęłam w chmurach, w kroplach rosy na pajęczynach i w podwodnym świecie. Tęsknicie za wiosną? Ja też!...

Tak sobie umilam czas tej tęsknoty, kolorami. Dziś tylko kilka pomysłów wygrzebanych z szuflady.
Bo dziś... Ale, o tym za chwilkę :)

Wczoraj, dziś i jutro, i jeszcze przez dni kilka (do wtorku) trwa głosowanie internautów
na Szyciowy BLOG roku 2012 w tego konkursu premierowej edycji.
Bierze w tym konkursie udział 113 blogów, nie tylko przez kobiety prowadzonych (!)
Wasz głosnie wymaga wysyłania esemesów - tylko kliknięcia guzika „głosuj” – to mam nadzieję, że znajdziecie chwilkę, by wraz z pasjonatami i pasjonatkami szycia pobyć przez ten dla nich i dla Was dobry czas. Zachęcam Was tym bardziej, że mając profil na Facebooku, możecie uzasadnić swoją decyzję i obdarować Wasz ulubiony blog komplementem. Na Wasze miłe słowa (na facebookowym profilu Łucznika) czekają trzy nagrody w postaci maszyn do szycia - Anna 510!


Kiedy zgłaszałam swój blog do udziału w konkursie, pełna obaw, bo chociaż nosicie z czułością „czary-maryś” - to sam blog traktuje o pasjach w ich szerokim znaczeniu, w tym pasji do radości życia, której tak nieustannie klaszczę. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że przeczytam takie słowa:
  •  „Głos oddałem na www.czary-marys.pl,
ponieważ cenię gdy ktoś podchodzi do swojej pracy twórczej w sposób nieszablonowy. Podoba mi się zapał
i inicjatywa projektantki. To że szuka swoich chwil twórczych i potrafi z nich kreatywnie korzystać.
Jest to inspirujące, może nawet zaraźliwe:)”


  • Dlaczego oddałam głos (nawet chyba 2 przez pomyłkę :-(, przepraszam ) na Maryś ?
....Piękno jest w każdym...i wszędzie...
Maryś potrafi jak nikt inny wydobyć je, nazwać i utrwalić - na płótnie, papierze czy na tkaninie.
Szyje i maluje sercem.
Odnajduję u Niej tę radość życia i słowa, które koją jak balsam gdy źle...ciepło i dobroć.
Otwiera wyobraźnię moich marzeń i nadziei, równym ściegiem łata moje smutki, pokazuje tęczę i słońce.
Inspiruje, uczy i ...słucha.
Czaruje gestem, uśmiechem i talentem.
Poznać Ją było dla mnie wielkim szczęściem. Dziękuje Ci Maryś. Za wszystko.”

Dorciu, Panie Szymonie z całego serca Wam dziękuję ♥

Dziękuję też Wszystkim moim czytelnikom i tym którzy piszą listy mailowe i tym, którzy zostawiają komentarze, co tak duszę cieszą. Tym, którzy przychodzą i się inspirują.Wasza obecność jest pokarmem mojej energii.
Choć chwile zwątpienia, czy niepewności towarzyszą każdemu z nas – pomyślcie ile śniegu roztopimy, kiedy autor Waszego ulubionego bloga, przeczyta taką notatkę :)

To jak, skusicie się na nagrody, które tam na Was czekają?
Namawiam, zachęcam. Nie rekomenduję dziś blogów, bo lista moich ulubionych długa, a o każdym z nich chciałabym słowo skreślić, ale mam nadzieję, że znajdziecie w tym konkursie swoich faworytów! Można zagłosować raz na każdy ulubiony BLOG ;)

Zapraszam!

Maryś

budzi mój zachwyt

$
0
0
Ojej,
ojejku…

Zobacz, zobacz proszę jakie to piękne!
Aaaa!!!
No niesamowita Ona jest…
M. często słyszy te rozemocjonowane dźwięki.
To reperkusja wizyt listonosza.
Zawsze jak odbieram energicznie z jego rąk paczki.
I te zamówione, kiedy już wiem, co kryje pod sobą papier.
I te zupełnie niespodziewane. Zaskoczenie.
Wszystko ma dla mnie wartość nieopisaną, nieoszacowaną i niewymowną. Mogę silić się na układanie uroczyście sformułowanych zachwytów, ale żadne słowa barwne nie są w stanie opisać energii. A te miliony kolorowych przymiotników mogą się kłaniać nisko – i tak żaden z nich nie dociera do środka tej radości. No nie, kropka.

Rękodzieło (wybaczcie, że nie przepadam za anglojęzycznymi wtrąceniami „hand made” brzmią dla mnie obco i sucho), rzemiosło artystyczne, niepowtarzalny egzemplarz - uszyty, wycięty, sklejony, zdobiony, rzeźbiony, dziergany, czy nanizany sercem - budzi mój zachwyt. Łaskocze zmysły. Sypie gęsią skórką po plecach. Przedmioty codziennego użytku, od poszewki na poduszkę, po pled. Biżuteria, filiżanka z materiału, w której trzymam szpulki. Maskotka podarowana K. na te ważne urodziny. Kwiaty z mojej krainy bajki, co kwitnąć będą cały rok. Osobisty biały Anioł z intencją, czy kalendarz, którego zmieniane co miesiąc strony umilają mi rok trwający. I ten personifikowany
z chmurką – prezent urodzinowy dla M. Brelok do kluczy, bombka, wielkanocne wydmuszki pokryte techniką serwetkową. Kartki, które kryją w sobie słowa do zapamiętania. Mogę tak do gwiazdki :)
Od guzika po podszewkę - z tym samym zachwytem.
Gdybym była skuteczną Czarowni, zaoferowałabym wszystkim sklepom, by zamiast masowej produkcji zaskarbili Rękodzielników i obsypali wszystkie półki świata przedmiotami niepowtarzalnymi.
Bo w posiadaniu tych przedmiotów - tych pojedynczych egzemplarzy, wykonanych z intencją - kryje się misterna, ciepła, energetyczna magia. Dzięki WAM jestem każdego dnia otulona czarem tej twórczej pasji. Dziękuję i...
Nie przestawajcie!


(każdy obraz to aktywny link "KLIK" - przeniesie Was do miejsc, w których te czary powstały)


      Bohaterowie dzisiejszego posta to:
  • kalendarz na rok 2013 i akwarela - Mia Mi
  • paczłorkowe poszewki - Paulina Mleczko
  • biała Anielina - Elis
  • wygrana w candy - uszyta filiżanka - Pani Joanna
  • tulipanowie w białe grochy - Foggia
  • Fiszman i Myszka - MagooMama
  • naszyjnik - Dorcia 
  • bransoletka z białymi perłami (i pierścionek, którego nie widać) - Magdalena - Sowlshine
  • broszka i kolczyki - komplet sutasz - Joie
  • kartka z Rudą - LudkaSz
  • kartka z niebieskimi makami - Joanna
  • prezent urodzinowy dla M. Anioł z chmurką (na desce 50 cm/h) - Galeria pod Skrzydłami

      Jestem zaszczycona, że wszystkie te czary są blisko mnie. Dziękuję!

      Serdeczności
      ☼ Maryś


+ dodatek ;) z dzisiejszego dnia w podziękowaniu dla Was za głosy, które oddaliście wkonkursie
(muzycznie wsparł mnie fragment utworu
z płyty "strictly for the bird" Menuhin & Grappelli - pt "Sweet Georgia Brown")


KONKURS z sukienką

$
0
0
















"w deszczu miłości moknę"



Są chwile, dni, tak bardzo szczególne, w których spotyka mnie za dużo szczęścia na raz. Zbyt wiele bym mogła je dźwigać sama. Emocje rozpinają mi barykady myśli w głowie do bólu. Taki dzień miałam wczoraj. Od rana, kiedy dowiedziałam się, że Bezdomna Wioletta z Szafy została Królową DIY, a każdy z blogów nominowany do nagrody głównej w trzech kategoriach konkursu – był moim „faworytem”. Przed południem, na swoim rowerze zajechał ponownie Pan Listonosz przynosząc mi wykonane przez Was własnoręcznie kartki i upominki świąteczne (DZIĘKUJĘ!). Zdałam sobie sprawę, że dzięki blogowi zyskałam wielodziesiętnoosobową rodzinę ;) Popołudnie tych emocji mi nie poskąpiło – bowiem decyzją JURY i organizatorów konkursów mój blog został wyróżniony wśród tylu wspaniałych i prowadzonych z pasją miejsc w sieci – że zakręciło mi się w głowie. Jestem wzruszona, onieśmielona, zaskoczona i znów -  DZIĘKUJĘ ♥ Odpisywałam Wam do wieczora na gratulacje i te w komentarzach, i te na FB, i te
w listach. Długo zasnąć nie mogłam. A wiecie, że moja głowa jak się przytula do poduszki – to zaraz półśnią się jej czary. I wypółśniłam. Co takiego? A KONKURS dla WAS :)
Te projekty ubrań, które lubię szczególnie powstają z ilustracji. Pomysł na ilustracje tworzą słowa upięte w zdania: „W deszczu miłości moknę”, czy „Dobrze widzi się tylko sercem (…)”. Mam ochotę na nową sukienkę. Ale tym razem pomyślałam, że stworzymy ją wspólnie. Chcecie "poetycką" zabawę?
To teraz na czym konkurs polega:

  • Zostawiacie w komentarzu pod postem ZDANIE – tytuł SUKIENKI (nowej - WASZEJ)
  • To zdanie może być jedno, ale może być ich kilka
  • Wpiszcie je w cudzysłów
  • Baner konkursowy (jest nim pierwszy obrazek w poście) linkujecie na bocznym pasku bloga
  • Macie czas do 14-tego kwietnia
  • Wyniki postaram się ogłosić jak najszybciej
  • Nagrodą będzie SUKIENKA - zaprojektowana i uszyta na miarę dla ZWYCIĘZCY

Osoby nie posiadające blogów, jeśli mają konto na FB - mogą wziąć udział w konkursie wpisując swoje "POMYSŁY" pod konkursowym zdjęciem na mojej tablicy -KLIK

Chciałam podziękować jeszcze raz za doping, za wiarę we mnie, za wsparcie, za obecność!
To Wam zawdzięczam najwięcej, to Wy dajecie mi skrzydła do tworzenia, do wymyślania, do czarowania...

Smacznego jajka - Wesołych świąt - spokoju ducha i fantastycznych pomysłów Wam życzę!


Maryś

peesik - wybaczcie, że pozostawiam Wasze komentarze bez odpowiedzi (tak bardzo lubię nasze rozmowy) - tu jednak chcę skupić myśli na Waszych propozycjach, nie rozpraszać ich naszymi dialogami ♥

tak to bywa z tymi czarami

$
0
0





Tak bywa...

Obudziłam się dziś i wpadła mi do głowy ta stara bardzo piosenka. Napisana przez Harolda Arlena w 1939 roku
"Over the Rainbow"  - przez lata śpiewana przez wyborne nazwiska, które tworzyły moją historię muzyki.
Jej włoską wersję popełnił również Czesław Niemen.
Ta niezwykle pozytywna energia dźwięków towarzyszy mi dziś cały dzień. Wczoraj nie słyszałam. Padał śnieg. Dziś śpiewa ją w moim domu i Judy Garland, i Ray Charles, Eva Cassidy i Israel kamakawiwo’ole. Śnieg topnieje moi drodzy. Topnieje bardziej. Kto wie, może jak w Waszych domach też jej dźwięki popłyną – to zaczarujemy wiosnę?


Oj długo czekała Karolina, aż namaluję portret jej córki, długo... Cierpliwa była. Namalowałam. To był prezent dla taty. Że prezent – wiedziałam. Ale, że wyślę go w wigilię jego urodzin – to zupełny przypadek. Ja bym powiedziała: oj, taka moja mała magia. Przecież, ani nie wiedziałam kiedy ma te urodziny - ani, że tak trafię. Ale niektóre Czarownice dojrzewają bardzo powoli do tego, że ich magiczne "różyczki" czynią czary ;) Czasami nawet o tym zapominają.  A może nigdy nie myślą i stąd ta magia. Kto wie, kto wie... Wy pewnie wiecie.
To dziś specjalnie dla Was zaczarowana dziewczynka z piosenką. Na powitanie wiosny :)

koszulka z białej bawełny szyta i malowana ręcznie

"Over the rainbow" w duecie instrumentalnym The Piano Guys




klik klik


Jestem oczarowana Waszymi pomysłami na sukienki.
Każdy kolejny powoduje, że moje myśli zamiast wybrać jedną szyją już ich całą kolekcję!
Jesteście niesamowite!!!
Konkurs trwa do 14-tego kwietnia ;) ZAPRASZAM, kto jeszcze nie dopisał swojej fantazyjnej myśli?

Serdeczności
Maryś

Baczyński

$
0
0
          












Wieczór z poezją

Są takie dni, kiedy budzę się z Baczyńskim (1921-44).
I wtedy nie mam już nic do powiedzenia. Epatują mnie tylko refleksje, co by było...? Jakimi słowami namalowałby
w mojej głowie obrazy? Jeśli mając lat siedemnaście naszkicował "Piosenkę" dla pokoleń. Ten, którego dzieciństwo przypadło na ubogie czasy między wojnami, którego młodość rozpięła skrzydła pod czarnymi chmurami wojny.
I zgasła...

Jak grube tomy poezji mogłabym dziś, wieczorami kartkować...?
Oj wędrowałabym malachitową łąką morza do końca świata, gdyby...
Dziękuję Ci Krzysztofie za wszystkie linijki, którymi zaplotłeś w mojej głowie warkocze myśli.
Idę na film

Dobrej wiosny
Maryś

z peronu pierwszego

$
0
0
odjeżdża pociąg (5:28)
Ze stacji wschodnia do kaliska. Godzina taka, że kożuch
na grzbiet zarzucony w biegu wydaje się jedynym rozwiązaniem - za oknem szron (-2)
Trzy godziny snu odbierają zdolność myślenia
przyczynowo skutkowego (w kwietniu kożuch?)
To nic, że w dzień ma być naście, pod kożuchem (ekologicznym) sukienka z krótkim rękawem
(na wszelki wypadek) - słusznie ;)
Podróż za marzeniem wywiera sobą tak silny nacisk,
że myślę tylko o "niebieskich migdałach"
Sukienki z motywem kwiatów będą mogły ujrzeć światło dzienne, trzeba tylko im pomóc. Marzeniom pomóc.
Pojechać, wejść po schodach przeszkód, pokonać je miarowo, skutecznie, bez niepokoju. Niepokój burzy zamysł.
Więc jadę.
Jestem spokojna.


Secesyjne kamienice mijam za oknem uciekającego czasu. Mam jeden dzień. Mam tyle planów. Mam tyle do załatwienia. Kominy, fabryki, baraki, składy, hurtownie, sklepy takie z lat, których nie zaciera czas - zachowały się
w stanie doskonałym - wraz z panią ekspedientką, gdzie nacisk na "Ekspedientka" zatrzymuje na chwilę krwiobieg ;)
W biegu, z miejsca do miejsca, by zachować cenne jak krople rosy na pustyni minuty wzajemnych rozmów, namów, poznań i ustaleń. To się udaje. Te układające się jak puzzle w głowie obrazy półsenne nabierają kształtów.
Wpisują się w kalendarz planów. Okazują się realne.
Wyruszam o świcie. Wracam wieczorem. Podekscytowanie i euforia zalewają M. potokiem słów. Potokiem? Napisałam potokiem... Nie, to Niagara była. "Ty się Maryś połóż, bo zmęczona jesteś". Kładę się - zaraz wstaję i znów coś opowiadam. Macham przy tym rękoma gestykulując, bo jak tu zasnąć, skoro tyle czekałam...
Z tego wszystkiego nie zdążyłam zobaczyć sercu mi bliskiego duetu Themersonów - ale mam czas do maja
(wierzę, że zdążę!)

Dla Was, na usprawiedliwienie mojej nieobecności "pocztówki z podróży" (jakość skruszona okiem telefonu)


I czytam. Czytam cudowne pomysły na Wasze sukienki i poruszona tą wyobraźnią - mam wiele powodów,
by znów nie móc zasnąć. Ale się porobiło :)
Dziękuję!
Dobrego wieczoru. Słodkich snów i marzeń, którym pomagajcie swoją wiarą i determinacją. To działa!

Maryś

W oceanie złotych ryb - padło na...

$
0
0

Nie spodziewałam się...
Ani, że to będzie TAKIE TRUDNE.
Ani, że Wasze pomysły utworzą w mojej głowie kolejkę do realizacji.
Wyboru dokonałam z bólem serca.
Boli mnie nadal. Bo około dwieście Waszych sentencji, wierszy, opisów poruszyło - jak, z tego cudownego jeziora osobliwości wyłowić
JEDNĄ Złotą Rybkę???
Z niektórymi wpisami chodziłam po domu, zamykałam oczy i szukałam. Szukałam obrazu, formy, kolorów.
Ale najbardziej szukałam SUKIENKI...
Sukienki, do której miałabym przed oczami konkretną materię tkanin, pędzel, nici, kształt, formę...

Myślałam - to proste. Przeczytam i "zobaczę". Owszem widziałam. Widziałam sukienkę zawiłą jak pomysł J.
"Świat to dżungla niczym nieskrępowanych myśli". Widziałam też "Do łezki łezka, aż będę niebieska w smutnym kolorze blue, jak chłodny jedwab w kolorze nieba" - którą podsunęła mi Agi. Miałam apetyt na "Nie jestem dziwna, jestem z edycji limitowanej!" - Milionoliwki.
To z samych wpisów na blogu... A jeszcze FB... Ocean złotych ryb! Tak...
Decyzja zapadła. Musi być męska, nie ma na co czekać :)
Miała być jedna sukienka? O Nie, będą dwie.

Zwycięzcą na blogu zostaje Felis Immanis
* Chętnie dołączę do zabawy, bo ciekawa jestem Twojej interpretacji cytatu, który kołacze mi się teraz po głowie: "Pogubiłeś sens w cieniu moich rzęs"

Zwycięzcą na FB zostaje Pan Daniel
* "PYŁ NOCY" brzmi jej imię - ze spojrzenia w kobiecości pejzaż zrodzona, fantazji nitką uszyta, dla Królowej Serca przeznaczona!
Dlaczego właśnie tak? Bo choć jedna jedyna, w wielości jej urok. Zatem w męskim projekcie wydaje się…

NIEZIEMSKĄ - krojem i szykiem ku planetom nieznanym odsyłająca…
CZARNĄ srebrną nitką przetkaną - niczym droga mleczna na niecodziennym firmamencie…
KRÓTKĄ - coś jakoby na kształt białych nocy norweskich, gdzie godzina późna nieodczuwalna…
PRZYKUWAJĄCĄ WZROK - jak te meteoryty z beztroskim upojeniem wpadające wniwecz…
ORYGINALNĄ - dekoltem jak kształt Merkurego, wzorem Wenus odległą odzwierciedlającą…
A reszta niechaj snem się wydaje… Jak mawiał Dostojewski, mamy takie sny, na jakie zasługujemy!"




To koniec? O nie... Po nagrody pocieszenia zapraszam na pocztę listdomarys (małpa) gmail.com:
J. Agi z Agillionu i Milionoliwki, ponieważ ich pomysły od pierwszego przeczytania poczyniły w mojej głowie kawalkadę myśli, krojów, form i niedospanie (!) oraz:

*Magdę S.
"Zielono mi"
Szmaragdowo... w dłoniach trzymam bukiecik konwalii, dookoła pachnie wiosną, a moje oczy zielenieją z zachwytu... tak pod kolor
;)

*Ewelinę M.
Marzy mi się sukienka biała,Piękna i niewinna niczym Anielica, lecz na jej widok niejednemu pewnie zczerwienieją lica. Nieprawdopodobna jak nimfa wodna,taka lekka i swobodna...

niewyobrażalnie szykowna niczym najpiękniejsza kreacja..., rozpromieniona jak niebiańskich gwiazd konstelacja. Calutka biała, zwiewna wprost wspaniała, na leśnej polanie jakich u nas niemało- biegałabym po rosie z rana, a ptaki leśne śpiewały by mi brawa, po zmierzchu ktoś pomyślałby ta kobieta to miraż? czy zjawa? Może i by się wystraszył lecz mnie biel przecież niewinnością napawa.W mojej szafie same czernie są rozwieszone, a przecież białe też są piękne...magiczne... i pod niebiosa chwalone.Mysle ,że w białej kreacji moja dusza odżyje na nowo... I w lecie taką kupie już wam daje słowo... Mój "Skrawek nieba "(tyt.sukienki) niech się otworzy przede mną, przed czarnych ubrań zepsutą królewną. Niewinności kwintesencja w owej sukni z marzeń zaklęta,realistyczne piękno, mi grzesznicy do tej niewinności tęskno.... 


*Anetę Ż.
Sukienka wyjątkowa dzisiaj mi się śniła

że ją miałam na sobie że już moją była

Panie na ulicy z zazdrością łapały powietrze...
Nie chcę się budzić, nie teraz, śpię jeszcze.....

Chciałabym by był to sen proroczy
i pocieszyłyby się moje oczy.

I w tym śnie magiczne rzeczy się dzieją
wszystko się nowe -przepełnione nadzieją

a sukienka wymarzony wzór miała....
"Sen nocy letniej" tak się nazywała...


I chociaż dokonałam wyboru ponad miarę swoich sił. Uwierzcie, że wśród tych 200 pomysłów co najmniej 100 chciałabym nagrodzić. Może z czasem pozwolicie mi wrócić do tych inspiracji i stworzyć kolekcję opartą o Waszą absolutnie niesamowitą fantazję!!!
Dziękuję wszystkim za udział. Za cierpliwość w oczekiwaniu na tę moją decyzję. Dziękuję z całego serca za emocje.

Serdeczności
 ☼ Maryś

męska sprawa

$
0
0
Dawno nie korzystałam z nowych BURD - dla niewtajemniczonych - to jedno z najpopularniejszych czasopism z wykrojami ;)
Większość projektów "ubraniowych" przygotowuję sama, od szkicu po wykrój własny. Ale... No właśnie, zanim o tym "ale" to chciałabym się dziś z Wami podzielić sposobem na tiszert dla NIEGO. Moim sposobem, który sam w sobie nie jest specjalnym odkryciem, ale krok po kroku mam nadzieję ułatwi Wam tę przygodę.

Potrzebujemy: 

☼ papier, nożyczki, ołówek, mydełko krawieckie i szpilki
☼ jego ulubioną koszulkę
☼ dzianinę bawełnianą (może być z domieszką elastanu)
☼ maszynę do szycia
☼ szczyptę cierpliwości
☼ energię :::)
Jego ulubiony tiszert składam starannie na pół i odrysowuję kształt na kartonie.
Odrysowaną formę wycinam.

Dzianinę bawełnianą (kupon 2x długość + margines 10 cm bezpieczeństwa o szerokości 150 cm) składam na cztery. Przykładam formę z kartonu i odrysowuję mydełkiem dookoła formy z zapasem na szwy (ja zostawiam 5/7 mm). Odrysowaną formę starannie wycinam z materiału.

Łączę dwie formy szpilkami spinając wszystkie krawędzie do zszycia. Szpilki wbijam tak, żeby szyjąc na maszynie móc je wyciągać przed igłą - to mi daje bezpieczeństwo, że nic się nie przesunie w trakcie pracy :)

Pasek o szerokości 4/5 cm złożony na pół przykładam do dekoltu i  odcinam jego długość tak, żeby był 2/3 cm dłuższy. Zszywam w okrąg (po lewej stronie) i składam na pół.

Pasek dekoltu złożony na pół przypinam szpilkami do prawej strony koszulki. Z krawędzi koszulki robi się coś w rodzaju falbanki. Szyjąc na maszynie delikatnie naciągam pasek tak, żeby równomiernie zszywały się ze sobą obie krawędzie. Korzystam z overloka, ale jestem przekonana, że na maszynach ze ściegami elastycznymi ten efekt również jest do uzyskania :)

Żeby się dobrze układał - trzeba go teraz przestębnować - i gotowy!
Dekolt można też podszyć ściegiem elastycznym.

 Wykończenie dołu i rękawów przeszywam właśnie TAKIM ściegiem elastycznym, jak przekrzywiona "drabinka"

Tiszert gotowy - efekt wybarwienia uzyskałam za pomocą "płynu do toalet" :)))

Wracając do "ale". Ze słyszenia i przeczytanych informacji wiem, że w owych BURDACH, z których kiedyś w latach 90-tych korzystałam namiętnie - nie ma DZIŚ MĘSKICH wykrojów (o zgrozo!). W tych moich zachowanych w szufladzie numerach zawsze był jakiś element męskiej garderoby. Ba! Mam nawet wykrój na męską marynarkę z kołnierzykiem ze stójką. Ale dziewczyny, które szyją, prenumerują to czasopismo są tej przyjemności pozbawione. Dlatego w imię dobrze rozumianej solidarności chciałabym Was zachęcić do poparcia akcji:

KLIK
Uśmiecham się o Wasze wsparcie przez podpisanie petycji online.

Tymczasem znikam do maszyny. Kończę już nagrody w konkursie i jak zawsze wdzięczna, mniej obecna, znikam do świata wypełnionego turkotem maszyny.


Do przeczytania niebawem

☼ Maryś

"nic mi więcej nie potrzeba"

$
0
0
Miałam sfotografować specjalnie dla Was tę wysuszoną czasem paletę szkolnych akwareli, bo samą mnie ubawił ich widok - tak dawno nie malowałam - bo kiedy?
Listonosz niesie część nagród z konkursu - nie wszystkie jeszcze. Szyję. Kroję. Myślę. Mieszane z przekąsem uczucie niezadowolenia, które towarzyszy wszystkim moim projektom zanim postawię ostatni ślad pędzla, ostatnią nitkę odetnę. Zanim zapakuję - pokręcę się jak ten szczeniak wokół własnego ogona, a tu MAJ.
Piękne lato tej wiosny. Znajduję ułamki energii, by wieczorem połączyć obiecane jesienią kwadraty w wielki (672 części!) pled na łóżko. Miał być na wiosnę. Jest :)
Posadziłam kwiaty, bratki - kwitną. Inne przebijają swoje zielone, ciekawskie spojrzenie spod grudek ziemi, a ja już na nie czekam. Pomiędzy ostatnim szwem, kolejnym szkicem, niespokojnym spojrzeniem na zegarek przed którym nie godziny uciekają, a dni - skreślam na kartce to, co udało mi się zrobić. Idę na pocztę. Wracam. Szyję.

Maluję, a żeby znaleźć punkt zaczepienia zatrzymuję spojrzenie na dłużej na tym kawałku błękitnego nieba...
Moje niebo dla Was, Emilia i kilka ułamków z codzienności, która brzmi jak fiński folkowy kwartet "Czerstwy Chleb" /Loituma/ - a ja usilnie staram się załagodzić ją Bebel Gilberto.



do przeczytania
Maryś

osobisty NOTES

$
0
0

Tyle mam Wam do pokazania.
Tak mało do powiedzenia...
Zabawne, że dziś wpadłam na pomysł nadrobienia "zaległości" w tym pokazywaniu, którego bohaterem jest osobisty, imienny, z ręcznie szytą okładką - NOTES.
A mi tak bardzo brak słów :)
Jeszcze szyją się sukienki.
Codzienność ukradziona pracą, ogródkiem, przekładaniem rzeczy z kąta w kąt, malowaniem łóżka, które postanowiłam zdobyć, by nowy pled na nim mógł prezentować się odpowiednio.
Codzienność zamyślona i zaszyta w podwójnym znaczeniu tego słowa.

Dlatego wybaczcie mi ciszę, potrzebuję się jeszcze na troszkę "zaszyć" ;)

Na zdjęciach możecie zobaczyć:

Tymczasem znikam na troszkę
Serdeczności
☼ Maryś

to był maj...

$
0
0
Nie bądź !

Nie bądź smutna,
no nie bądź,
ta mgiełka, to tylko pamięć.
Patrz jakie czyste niebo,
a w morzu - łabędź!

Nie bądź smutny, ja nie chcę,
to czarne, to tylko myśli,
dalej jest mała przystań
na brzegu Wisły.

Nie bądź smutna, no nie bądź,
ta chmura jest małą chmurką,
jutro już będzie słońce
i ciastko z dziurką! 

A. Osiecka 
 
Tę przepiękną sesję moich spódnic - sukienek, które w interpretacji Emilii i Korneli stały się też ponczo zawdzięczam Julii, Justynie, Emilii, Kornelii i Antoninie. Dostałam tyle przepięknych zdjęć, a wraz z nimi morze radości na ten mój dziwny maj. Maj się kończy szczęśliwe, chociaż dni różnych nie skąpił.
A "jutro już będzie słońce" - jak napisała Osiecka i ten wiersz w podziękowaniu dedykuję IM - moim uroczym modelkom i WAM za to, że w dni różne zawsze jesteście blisko...

Tą ostatnią fotografią zapowiadam kolejny post "od podszewki", a na nieposkromiony apetyt zapraszam TU
Za  fotografie w tym poście z całego ♥ dziękuję - szafatosi.pl
Moje spódnice znajdziecie na DaWandzie

To był MAJ - czarny i biały - nie miał szarości dla mnie. Albo cieszył jak dziecko, albo wisiał chmurami,
ale jak się z nim ładnie pożegnam, to może czerwiec pomaluje mi dni kolorami tęczy
ufam...


Serdeczności
☼ Maryś

od podszewki...

$
0
0
Ile razy w myślach opisywałam tę historię… - tyle razy
plątał się po mojej głowie cytat:

„Byłem bardziej osamotniony niż rozbitek na tratwie pośrodku oceanu. Toteż proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy o świcie obudził mnie czyjś głosik. Posłyszałem:
- Proszę cię, narysuj mi baranka.
- Co takiego?
- Narysuj mi baranka.”
*

Taka to historia.
Nie projekt, nie chwila, nie kolejny krok w realizowaniu planów/marzeń.
I ten fragment MK pięknie wszystko określa.
Chociaż "baranek" był piórkiem i dmuchawcem, to zaczął się od wzajemnego podróżowania w oceanie słów, obrazów, zdjęć.

Odbył cierpliwą drogę pomysłowych burz i przekonywania, a z czasem niemierzalnej wręcz cierpliwości, bo nie było łatwo. Nie, nie o porozumienie mi chodzi – bo ono powiedziałabym nawet, że zaskakująco wspaniałomyślnie rozkwitało. Od maleńkiego ziarenka, podlewanego troskliwie słowem pisanym, potem szeptanym, czy nawet wykrzykiwanymi od słuchawki do słuchawki, którą dzieliły setki kilometrów, ukradkowe spotkania pomiędzy innymi ważnymi sprawami i wykradzione godziny z czasu, którego nie ma.
Czas, jest według niektórych również po to, by wszystko nie działo się jednocześnie. Dla nas był obszerną  szarą chmurą, o której zwykłam często mawiać, że zasłania nam niebo, by je odsłonić w najbardziej właściwym momencie. Dlatego z największym pokładem cierpliwości przemierzałyśmy góry i doliny. Ciemne tunele, w których nie było ani milipromyka światła, a w których trzymając się za ręce utwierdzałyśmy w przekonaniu, że tak, że za kilkadziesiąt następnych kroków je zobaczymy. To niebo, to słońce... Zupełnie nieoczekiwane spotkania i kolorowi ludzie na drodze poszukiwań do zrealizowania tego planu. Całkowicie polska produkcja, bez konieczności sprowadzania zza oceanów kilometrów tkanin, które przecież każdy mieć może. Od pierwszej myśli, przez szkic, do wytłoczonych matryc, które potykając się o siermiężne tryby łódzkiej fabryki naniosły to marzenie na utkany również w Polsce splot cudownej bawełny i pokryły go znakami z tego zdania, które zawsze mi o tych wspólnych chwilach przypominać będzie: „proszę cię, narysuj mi baranka”*. Narysowałam Ci ;)

Resztę niech dopowiedzą obrazy, które uwieczniły moje i jej aparaty, telefoniczne (w trakcie produkcji).
 

Pomysły swoje Julia ubrała w piórka, dmuchnęła zgrabnie sielskim klimatem fotografii, a efekty możecie
podziwiać w SKLEPIE
Wszystkie przedmioty otrzymały również niezbędny dodatek w postaci metki:

fot. szafatosi.pl

fot. sok z kapsla
Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa Waszych komentarzy. Dziękuję MAMABU za rumiane policzki, które spłonęły od wyróżnienia mojego bloga. Zmykam do krainy snów. Jedną z poduszek się podzielę z M. - ktoś zgadnie która moja, która Jego?

Serdeczności
Maryś

* cytat z Antoine de Saint-Exupéry "Mały Książę" przekład Jana Strykowskiego (PAX 1988)

wspomnień czar

$
0
0

Przyłapany na gorącym uczynku ślimak.
Zjadł był łubin. Do ostatniej gałązki. Liść za liściem.
Mały kwiatostan, który poprzedniego dnia pożegnał się ze mną i nadzieją, że poranek obudzi w nim śpiące kolory ze snu. Snu moich wspomnień.
Skubał liść dalii siedząc na rancie donicy.
Leniwie dziergał w nim dziury niczym haft richelieu
w babcinej serwecie. Złodziej wspomnień. Pożeracz moich sentymentów. Cud, że miętę oszczędził. Na skraju górki
pnie się teraz dumnie, jak niegdyś na tej Walentynowej piwniczce. Zapachem potrząsanych liści przypomina mi dzieciństwo. I ona, i te dalie, które jeszcze nie zakwitły
i łubin (może odrośnie). Kuchnię z otoczonym kaflami piecem, gdzie nad stołem wisiała makatka, a na niej
ten obrazek igłą i nitką wymalowany z podpisem:
„Gotuj dobrze, nie żartuję, potem z Tobą poflirtuję”.
I te zapachy i smaki niezapomniane...

A przecież nie ma ich ze mną od tylu lat. Jej nie ma ze mną -  a jest. Poskładana w moje sentymenty jak te szkiełka
w kalejdoskopie. Kształtuje mój kulinarny gust, mój ogród, moją miłość do haftu. Napiętnuje tym, czego mnie nauczyła moją codzienność. Maluje na oknie moich wspomnień kwiaty. Stawia pieczątki obecności w moim życiu tą miętą, tymi daliami, haftem, dzierganą serwetą, piosenką. Ona. Mama mojego taty -Walentyna.

I kiedy zobaczyłam, co potrafi TA DZIEWCZYNA– nie mogłam się oprzeć pokusie, by i w mojej kuchni zawisła makatka - replika z dzieciństwa. Moja zaczarowana kula wspomnień. Monika dodała od serca breloczek i misternie pokryte jej niezwykłym talentem serce… A ja litośnie wbijam w nie szpilki mojej szyciowej pasji ;)



a na deser Monika - autorka tych przecudnych, misternych haftów
i makatki zaczarowanych wspomnień - moimi kredkami


Moniko - raz jeszcze dziękuję!
Wam życzę słonecznego lipca :)
Sobie udanej realizacji kolejnych projektów (!)

Serdeczności
Maryś

znajdziecie mnie na Bloglovin
 

z szuflady moich lubień (2)

$
0
0

Ile ja się NASZUKAŁAM!
Ile wspominałam o tym głośno – chodząc po domu - przekładając pudełka ze skarbami, ojej. Pisałam o tym,
że w latach 90-tych zdobyć w Polsce włoskie wydania VOGUE – graniczyło z cudem – a było warto… To nie był zwykły miesięcznik. To wielka księga inspiracji. Pamiętam jak dziś.
W maleńkim kiosku przy Nowym Świecie wzięłam do ręki moje pierwsze, włoskie wydanie VOGUE – zamarłam.
To nic, że kosztował jedną dziesiątą mojej miesięcznej pensji.
Pomyślałam, że gdyby nie prawie 700 stron przesmacznych fotografii pomieszanych z typografią (o jakiej polskie czasopisma jeszcze wiele lat „marzyły”), to byłabym gotowa zapłacić i trzy razy tyle - gdyby wydali ten miesięcznik na papierze o grubszej gramaturze. W sztywnej oprawie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te gazety będą mi towarzyszyły długo. Czas pokazał.
Brały udział we wszystkich przeprowadzkach.


Ich okładki nadszarpnięte zębem czasu, ich papier pomarszczony od pobytu w piwniczkach, na strychach, tarasach i w różnych dziwnych miejscach, gdzie tylko udało się przemycić jeszcze to „jedno” pudełko ze szparagałami…
I, nie żałuję!
Ale czego ja się tak naszukałam? Tego garnituru moich marzeń. Od Armaniego.
Wyrwanej kartki z reklamą: 37, Sloane Street, London GIORGIO ARMANI. Garnitur (w formie fotografii)
z kolekcji  1998 (chyba) – zachowałam. Włożyłam gdzieś między szkice ważne, a inspiracje różne. Może myślałam, że gazeta w całości czasu nie przetrwa (?). Ten gest był stemplem na stercie moich papierowych marzeń. Tak jakby wyrwanie kartki zbliżyło mnie o krok, by taki garnitur, ten właśnie – mieć. Bo w latach 90-tych kolekcje Armaniego były niezwykłe…
I tak, od lat szukam, żeby pokazać M. ten garnitur (przepiękny), którego wspomnienie w mojej głowie urosło do jakiejś magicznej potęgi. Że taki niezwykły, że ta tkanina, ten prosty fason, ten krój… No i ta fotografia!
W głowie mojej pomieszkiwała chmura wrażeń, a tej jednej wyrwanej kartki nigdzie znaleźć nie mogłam. Zaczęłam przeszukiwać internet. Szukałam po autorze kolekcji (Armani) - nici. Szukałam po nazwisku fotografa (Roversi) – pudło. Znalazłam dzięki tym poszukiwaniom inne zdjęcia z „tamtej” sesji. Inne zdjęcia z innych sesji - i już nie byłam pewna, czy ten garnitur podobał mi się, bo był tak piękny? Czy dlatego, że zaprojektował go Armiani (którego prostota pomysłów, kolorystyka, cięcia i formy mnie fascynowały), czy może z powodu FOTOGRAFII – którą szkłem swojego wielkoformatowego polaroida namalował w mojej głowie Roversi… 

Paolo ROVERSI (ur. 1947) – jest dziś bohaterem mojej opowieści. To jego talent od lat mnie zachwyca.
Jego sesje przyszywają moją uwagę do stron w czasopismach. W tym jednym przepastnym włoskim VOGUE (1998), mam przypięte kolorowe karteczki. Nimi zaznaczałam strony, fotografie, które łaskotały mój smak, które cudownie rozpinały moją uwagę i przyciągały tą swoistą magią. Czarem nieostrości, zabawą światłem i cieniem naciskały we mnie klawisze, by grać muzykę z pasją - jaką kocham. Takim właśnie demiurgiem klimatu, iluzjonistą wrażeń i prestidigitatorem emocji jest dla mnie włoski magik. Swoje prace od lat publikuje dla największych magazynów modowych. Tworzy sesje domom mody, znakomitym projektantom, maluje portrety duszy.
Zapraszam Was do szuflady moich lubień, w której dziś fotograficznie, ale jakże malarsko - Paolo ROVERSI 

„a fascinating story” by Paolo Roversi for KRIZIA (Vogue – Italia – 1998)
+ mój (nadal wymarzony) garnitur odnaleziony ;)


Macie ochotę na subiektywną i wybiórczą selekcję moich "ulubionych Roversi"?
Zebrałam je dla Was dzięki BLOGOWI - Marii - "by fans, for fans " - zapraszam na ucztę :)

 
 

źródła:
Autoportret Paolo Roversi ze strony  - vogue.fr
Fotografie z sesji "A fascinating story" by P.Roversi (włoski VOGUE - 1998) - Maryś
Portrety i fragmenty z sesjii wybranych - Paolo Roversi - by fans for fans
A na deser sam Roversi - w obiektywie Renaud Monfourny z 2011roku

Kochani, oklaski dla cierpliwych, którzy dobrnęli do końca. Jako nagrodę nagrodę - mam zagadkę. W jednym ze starych brytyjskich Vogue mam jeszcze młodziutką fotograficzną perełkę, o której napiszę do kolejnej szuflady moich lubień. Jego dzisiejsze kreacje są niezwykle bajkowe i przypominają opowieści "Alicji z krainy czarów" - jestem bardzo ciekawa - czy ktoś z Was zgadnie?

Serdeczności
Maryś

FESTIWAL KOLORÓW (7.7.2013)

$
0
0
"Jesteśmy tylko grupą studentów, która chce zrobić coś szalonego. Nie mamy żadnych funduszy,
nie reprezentujemy żadnej firmy. Chcemy pobawić się kolorami :) Pragniemy zorganizować najbardziej kolorowy dzień w historii! Spontaniczne i radosne wydarzenie w formie flash mob, gdzie w umówionym miejscu i o ustalonym czasie wszyscy wyrzucimy
w powietrze kolorowy proszek!
Dołącz do nas!
Daj się ponieść!"


Udało im się! Brawo! Zaczerpnięty z tradycji indyjskiego święta Holi "kolorowy dzień" - który odbył się w wielu miejscach na świecie - przyszedł też do nas. Dzięki uprzejmości warszawskiego Snu Pszczoły i Fundacji XIX dzielnicy na Pradze - Festiwal Kolorów zaczarował chmurą tęczowego pyłu kawałek miasta i z tysiąc radosnych głów.

 

O tym, jak nie tylko małe dzieci się brudzą ;) fotoopowiedział Kapsel
Ja zaś nucę sobie słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego z muzyką Jana Ptaszyna Wróblewskiego, razem z Ewą Bem
i Was kolorowo, no bardzo kolorowo pozdrawiam!

             "Do przodu żyj. Z wesołą miną spotykaj swój kolejny świt,
              by szybko dzień pechowy minął, nawijaj mu swingowy rytm.
              Ta ba... ta ba... ta ba... ta ba... ta bardzo przenikliwa myśl
              da ba... da ba... da ba... da ba... da barwę twoim dniom...
              Więc już od dziś do przodu żyj,
              żyj kolorowo marzenia najbarwniejsze miej.
              Do przodu żyj, a daję słowo napotkasz mnie na drodze swej.
              A ja już o to się postaram ze wszystkich sił,
              byś kolorowo żył, byś kolorowo żył (...)"

 

Autor reportażu - Kapsel

Kolejny kolorowy dzień zapowiada się już 2 sierpnia na Woodstock - więc kto ma ochotę i będzie blisko Kostrzynia nad Odrą niech dobrze zakryje swój aparat :)
Zainteresowanych zapraszam też na fanapage Festiwalu KOLORÓW - tam znajdziecie więcej zdjęć,
i informacje o kolejnych wydarzeniach.

Samych dni kolorowych
Maryś

Zwycięzcy i wyróżnieni - TADAM!

$
0
0
Ja znajduję...

Inspirujecie mnie i łaskoczecie
dobrymi słowami też…
cierpliwie czekacie na efekty mojej pracy
nie tupiecie nóżką, nie kwękacie pod nosem,
a jak listonosz zapuka do Waszych drzwi
 - piszecie „warto było czekać”
To dzięki Wam kwitną w ogrodzie moich pomysłów zrealizowane marzenia.
I dzięki Wam na mojej twarzy gości uśmiech.
Po policzku spływa łza wzruszenia.

A od morza po góry rozpięte, od wschodnich do zachodnich granic, i za oceanem, i we Francji i w Anglii - tulą się do Waszych serdecznych grzbietów moje „czary-maryś”

Dziękuję!









Zapraszam Was też na deser do Fellis Immanis
, Lekko - powiedziane i Agi, - to Zwycięzcy i Wyróżnieni 
KONKURSU z sukienką. Zajrzyjcie też proszę do Izy - nie mogłabym sobie wymarzyć tego wszystkiego...
Dziękuję Panu Danielowi i jego uroczym dziewczynom, Pani Ewelinie, Oliwce z siostrą, Pani Anecie.
Czytelnikom mojego bloga i wszystkim, którzy tu zaglądają...

Jak to dobrze, że jesteście 

♥ Maryś

Pomagamy SZYMKOWI

$
0
0
Nie wyobrażam sobie jako mama choroby mojego dziecka,
na którą nie ma lekarstwa w kraju, w którym mieszkam.
Nie wyobrażam sobie, co czułabym, gdyby się okazało,
że można uratować zdrowie mojego dziecka, a mnie na to nie byłoby stać. Każdego dnia ocieramy się w życiu o szczęście
i nieszczęście. Los niesie nam łzy i radości.
Mniejsze i większe przeszkody malują nam czarne chmury nad głową. Mniejsze i większe radości rysują tęczę.
I nie ma chyba tęczy piękniejszej od tej, którą malują nasze serca. Jeśli możemy podarować wsparcie drugiemu człowiekowi. Dać mu poczucie, że w swoim trudzie nie jest sam...

Dlatego zapraszam Was do tego, żebyśmy wspólnie podnieśli nasze serca i pomogli rodzicom dwuletniego SZYMKA - uratować mu oczko.
  


Przedmiotem licytacji jest Sekretnik / Notes / Zapiśnik
Zeszyt A4 w sztywnej oprawie z szytą i zdejmowaną okładką.
Dedykowany, imienny.
Z ozdobną tasiemką do zakładania ważnych myśli.
Kartki ma gładkie - może być też szkicownikiem.
Na okładce jedna z czterech akwareli (do wyboru) w odcieniach czerni i bieli.
Mogę umieścić ulubioną sentencję i dedykację - na życzenie :)


Licytujemyod dziś do soboty przed obiadem, żeby ten sobotni obiad Nam i ZWYCIĘZCY licytacji smakował wybornie  - bo nie zawsze można kupić zdrowie, ale jeśli jest szansa, żeby pomóc je chronić, to nie ma na co czekać. Szymek już 7 sierpnia rozpoczyna pierwszą dawkę chemii w klinice - w Londynie - my pomożemy MU, żeby mógł odbyć wszystkie zabiegi konieczne do uratowania wzroku.

Każda złotówka w takiej sytuacji ma znaczenie, można wpłacać dowolną kwotę przez stronę Fundacji - TU


Do pomocy przyłączyli się też:

♥ Magda z "Muszę lecieć..." - licytujecie książki
♥ Żaneta z "Tere fere kuku" - szklane magnesy
♥ Paulina z "Lena i Kuba" - licytujecie cudowną sesję w Lublinie
♥ BigMama "Zręczna robota" - uroczy dziergany kosz
♥ Martuchnaj z "Życie jest piękne" - przekazuje ręcznie wykonaną tacę
♥ Paulina z "Małej sztuki" - namalowała skrzyneczkę
♥ Kreatywnik - podarował uszytego Anioła i dzierganą Laleczkę
♥ Zaplątane szydełko - podarowało Królisię
♥ Świat według Maksa - oddaje bawełniany kocyk POOFI

Dołączyła też ♥ Justynka z "Hafty Tiny" - oferując przepełnione miłością manekiny

Za wsparcie dziękuję też Anielicy Hally Raczek, bez której by się to wszystko tak pięknie nie udało ♥

Serdeczności i ogromny BUZIAK
☼ Maryś

p.s. czekam na Was na mojej aukcji do soboty!

Muszę Wam kogoś przedstawić...

$
0
0
A. Einstein
"Pani Justyno,
przede wszystkim GRATULUJĘ i dziękuję za wsparcie dla Szymona. Proszę o informację, która akwarela na okładce, jakie imię i czy życzy Pani sobie jakiś cytat?
Wpłatę proszę dokonać bezpośrednio na konto fundacji
http://www.siepomaga.pl/f/mamserce/c/902
Po przesłaniu potwierdzenia wysyłam do Pani wylicytowany sekretnik
Serdeczności
Maryś"
(napisałam do zwycięzcy licytacji)

"Pani Mario
witam to ja :)))))))
haftytiny:))))))))))"
(odpisała ONA)



Nie poznałam, przyznaję. Nie poznałam jej z imienia i nazwiska. "Tina", Justynka, - tak, a kiedy po raz kolejny WYGRAŁA u mnie licytację - skakałam po domu jak gumowa piłeczka. Cieszyłam się, że możemy się wspólnie złapać za ręce - chociaż dzieli nas 385 km. Chociaż się nigdy nie widziałyśmy...
Justynka wylicytowała pierwszy raz na WOŚP - mój komplet "Mama i JA"

Zobaczcie jak się jej cała rodzina prezentuje w wybranym przez Julkę kolorze (fot. http://haftytiny.blogspot.com/)


Teraz dla JustynkowejJulii powstaje "sekretnik" - jest gorąco, ale nie jestem pewna, czy to temperatura pogody, czy emocji. Justynko, chciałam Ci z całego ♥  bardzo podziękować :)*
I Wam chciałam podziękować, bo wiem, że sporo osób pomogło wpłatami i Szymek zbiera już na trzecią dawkę chemii - są szanse na uratowanie mu wzroku Kochani!

Ściskam Was cieplutko
☼ Maryś

p.s. zajrzyjcie też koniecznie do Artystycznego Bohaczykowa - tam trwa kolejna aukcja /którą oczywiście zamierzam wygrać ;)/

życzcie mi powodzenia

$
0
0

Odcinam skrupulatnie te niepotrzebne myśli w głowie –
jak zamknę oczy. Miałam przecież tyle pomysłów.
Mam też nowe. Tamte czekają. Niektóre podlane wyrosły już za duże w doniczkach – trzeba przesadzić, podlać.
Sprawdzić, czy zakwitły? Pączkują. Sadzę nowe.
Jadę autobusem z pomysłami na trasie bez przystanków. Niektóre znikają jak obraz za oknem przy dużej prędkości, niezapamiętany.
Inne są jak to niebo. Trwają ze mną. Ewoluują jak kształt chmur – niby ulepszone, zmienione, inne wczoraj, inne dziś – a niebo jak niebo. Zdarło podeszwy o te swoje metamorfozy. Potknęło się zaskoczone o niezadowolenie, ale odbiciem
w lustrze nic, a nic nie zaskakuje. Niebo, to niebo… Podzieliłam je na grupy, upchnęłam w szufladach, znalazłam odpowiednie wieszaki, uprasowałam – wiszą.
Czekaja na jutro.



A jutro potrafi zaskoczyć. 
Jestem zaskoczona. 
Znikam, kiedy zamykam oczy. 
Pozwalam łaskotać słońcu zamknięte powieki. Czasami chciałabym tak zwyczajnie odpocząć. Wyjąć z kontaktu końcówkę neuronów. Nie czuć. Nie myśleć. Nie chcieć być, mieć… Nie dbać o obiad, o poranne wstawanie, 
o konieczności mniejsze i większe. Mieć taki jeden wielki „blue screen” w sobie, na sobie i dookoła
Bo ja nie lubię w pośpiechu. Nie umiem już, już, już na wczoraj, za chwilę, teraz. Lubię w ciszy i spokojnie – mimo, 
że wciąż gdzieś się spieszę, staram się powoli. Umiem usiąść w fotelu, zatopić się i zniknąć.

Moje niebo w wielu wymiarach - niezawodne do znikania ;)


Łódź żegnała nas niebem pięknie. Warszawa nas nim równie pięknie witała na moim ulubionym z mostów.
Tarta
niebieska tym razem z borówkami - smakowała obłędnie. A obrączki wg mojego projektu - tak przepięknie - wykonała niezwykła JUBIKO.

Zamykam powieki i znikam, przede mną sporo zadań, które depczą mi po piętach.
O wszystkim postaram się opowiedzieć :)

Serdeczności
☼ Maryś

Viewing all 70 articles
Browse latest View live