Quantcast
Channel: * kiedy budzi się ☼ ...
Viewing all 70 articles
Browse latest View live

W drodze do szczęścia

$
0
0


Skłoniła mnie ostatnio "Fanaberia"
z Dziennika frazeologicznego - który zza firanki podczytuję - do spaceru wstecz. Często mnie zastanawia, skąd czerpać poczucie wartości, radość życia, spokojny obraz samego siebie w dżungli świata.
Czy to rośnie w rodzinie, w której się wychowujemy, może?
Czy napotkani dobrzy ludzie po drodze nam wszczepiają?
Czy przeczytane w odpowiedniej kolejności i ze zrozumieniem wersy tych, a nie innych książek...
Albo pojawi się w naszym życiu oparcie, które każdego dnia utwierdzi nas w przekonaniu, że jesteśmy życia warci– nie ono nas.

O sobie wiem, jak wiele poczuć, radości, wartości i stabilności zawdzięczam moim nauczycielom. Liczę ich na palcach ręki, aż troje. Aż, bo i tak uważam się za wielką szczęściarę.

 
Jerzy. Nauczył był mnie szacunku do pracy. Pracowitości, która przynosi efekty. I mocno wierzył we mnie – nawet jeśli niewypowiedzianie, to jego poczucie wiary towarzyszyło mi wiele lat jak dobra „niedozdarcia” puchowa kurtka w każdą zimę złych nastrojów, rozterek i wątpliwości. Małgosia. Podarowała mi wiele tytułów książek do przeczytania i pozwoliła je czytać zwalniając z obowiązkowych lektur w zamian za głośne refleksje na forum klasy ;) Pokazała mi też magiczny dom na fundamentach tolerancji, zrozumienia i miłości. A Lilianna - anioł nie kobieta - otworzyła przede mną najszersze drzwi, serca. Pokazała, że w życiu warto być otwartym dla innych i na innych, mimo wszystko! Nauczyła, że nawet jeśli to ja rysuję kontur mojego świata – to wypełniają go kolorami inni, oni tworzą treść tego środka, jego smak, zapach i przymiotniki wartości.

Zagubieni w niespełnionych oczekiwaniach. Mało ze sobą (sami ze sobą) rozmawiamy. Chcemy więcej niż możemy.  Myślałam, że ten szacunek mieszka w nas po prostu - tylko się warto nastarać i dogrzebać do niego. Nie porównywać z nikim, nie chcieć być kimś innym, zaakceptować - szczególnie te nielubiane zagniecenia w sobie... Wstawać rano
i z uśmiechem patrzeć sobie w lustro, i samochwalić, i nagradzać i kraść z życia chwile tylko DLA SIEBIE. Nie oczekiwać, tylko żyć z takim jakimś pożądanym świętym spokojem...

Recepta 1*: „Pamiętajcie, bądźcie gorzej wychowani, proszę. Idźcie na słońce. Zgłodnieć. Chcieć. Siebie i dla siebie. Poznacie po tym, że będzie bolało z radości od środka. Kiedy nie można nie mieć uśmiechniętych oczu i wzrok wszystko wyda. Niech Wam się zrobi kula w brzuchu z radości. I skacze.”

Recepta 2*: "Szczęście jest jak motyl, im bardziej za nim gonisz, tym bardziej ucieka
Ale kiedy zwrócisz swoją uwagę na inne rzeczy przyleci i usiądzie Ci delikatnie na ramieniu…"

Recepta 3*: "Nie ma szczęścia w chwilach, ponieważ one przemijają, a szczęście to stan psychiczny, który jest zawsze osiągalny, zaś największe bariery przy dążeniu do niego stawiamy sobie sami.”

Uczę się tego każdego dnia. Każdego dnia na nowo definiuję wartość codzienności. Uśmiecham się do TU i TERAZ (moich nowych przyjaciół), nie oglądam za bardzo wstecz. Uczę się też wybaczać, i im i sobie. Uczę się każdego dnia, kiedy budzi mnie słońce, że mam tylko jedno życie, że kruche i jeszcze tyle do zrobienia!


Moje szczęście potęgują udane, zapakowane, w terminie zachowane paczki do Was, nowy stempel od najlepszej Drużyny, maleńki własnoręcznie malowany wieszaczek od Karoliny i Nikoli - a na nim koszulka dla Helenki, i dla M. namalowana, w paczce od Minty - nowe pastelowe talerze, najpiękniejszy pod słońcem naszyjnik od Niej i wymarzona bransoletka od M., obraz olejny raz na pięć lat malowany - ten w prezencie ślubnym dla Anny, sukienka dla Ona, którą los mi tak pięknie postawił przed nosem i nie ominęłam, nie zgubiłam i zatrzymam mocno przy ♥  łyk ulubionej herbaty niebieskiej, o której najpiękniej pod słońcem koty2 napisały

Pozdrawiam Was ciepło. Nauczycielom moim dziękuję każdego dnia i Tobie M.
Szczęśliwa szczęściara
☼ Maryś

* (1) recepta od Katachrezy
* (2) recepta z pięknego komentarza Małgorzaty - tam, gdzie można wygrać moje spódnico-sukienki
* (3) recepta od mojego syna

Magda Czapińska

$
0
0

 
(…)

„To czas, kochanie,
Robi swoje,
Traktuje nas jak gości,
On nie ma złudzeń, ani pytań
I żadnych wątpliwości.
Bo czas nie pyta
Tylko płynie
I twarze wokół zmienia,
Aż nagle widzisz
Jak go mało
Zostało do stracenia.”

Magdalena Czapińska



W 1977 roku dwudziestosiedmioletnia Magdalena nadsyła na konkurs literacki Programu III (a jakże) Polskiego Radia tekst. Obraca go z zainteresowaniem (jak kamyk zielony) w palcach Maryla Rodowicz i śpiewa!
A Magda, ta Magda Drodzy moi, tak pisze słowa polskiej piosenki, że się je słucha! Pisze tak, że można rozebrać utwór na zdania, okroić z dźwięków i obracać pojedyncze wyrazy w dłoniach jak rozsypane ze sznura perły. 
Naszyjnik – piękny, same w sobie perły - nie mniej.Takie są.
Ta natura poszukiwacza sprowadza nieraz czas mój na manowce. I nagłe olśnienie! Czytam słowa.
Słowa wiersza, a może to piosenka... Szukałam dalej i to olśnienie walnęło mnie obuchem w głowę, bo oto i Anna Maria Jopek i Hanna Banaszek śpiewają piosenki, które znam przecież na pamięć i nucę. Alicja Majewska
(w roli TEJ kobiety) bawi wersami spod jej pióra. Wreszcie (niezapomniany w swej muzyczno-aktorskiej roli) - Marian Opania z jednego z wrocławskich przeglądów piosenki aktorskiej, czyimi on słowami śpiewa?
O losie. O zdumienie moje. Te i inne piosenki napisała Magdalena Czapińska.
Ona pisze, Oni śpiewają, sierpień dobiega końca - ja nucę, a Wy posłuchajcie :)







Biblioteka piosenki


I tak śpiewająco żegnam się z sierpniem, który zamyka cichutko drzwi lata. Oj tam - szepcze w głowie echo:
Jutro przecież nowy dzień!

Serdeczności
☼ Maryś

Nie ma mnie?

$
0
0
Nie, nie, nie - jestem!
Chyba dawno tak bardzo nie byłam. Realizuję…
I tu się na chwilkę zatrzymałam, wzięłam głęboki oddech - hmmm - pewnie łatwiej byłoby mi wymienić to, czego nie dokończyłam niż to, co przez ten wakacyjny czas zrobiłam.
A ile dostałam skarbów od serca.
A ile zdarzyło się cudnych chwil.
Ile mam do opowiedzenia.
Ile tajemnic skrywam pod tym pozornym milczeniem,
a wyrywają się niczym zgłodniały wilk. Ale opowiem potem, jak się te tajemnice zdarzą, jak się skroją, uszyją, jak się pokolorują, jak im światło dnia rysy z mroku onej tajemnicy wydobędzie. A ile przy tym nocy okradzionych ze snu – wcale nie ukradkiem. I pewnie jeszcze tak troszkę mnie nie będzie, tak w wolnej chwili będę zerkać kątem oka w drugi monitor
i podpatrywać, co się u Was dzieje.
Zdrowi bądźcie i uśmiechnięci czasem ;)


No i ten czas, żeby nam tak nie uciekał. Żeby rano zawsze słońce, a na życzenie deszcz, i najlepiej w nocy. I żadnych broń boże dzieci chorych, ani ich dzieci, ani swoich! Żeby pomiędzy tymi szczególnymi chwilami było równie pięknie, to trudno byłoby nam zauważyć piękna tego urodę. Dzień różny od nocy przez kontrast - pięknieje. Gdyby tak słońce nigdy nie zachodziło, a dzień byłby od rana do nocy? Żeby było sucho i nigdy nie padał deszcz, i wiosna długa, a zima czasami – nie docenilibyśmy urody ani jednego, ani drugiego. To tak jak z pięknem chwil, z tym co dobre, co złe, ze zdrowiem chociażby. Nie byłoby pojęcia zdrowia, gdyby nie było chorób – nie musiałoby zaistnieć takie określenie. Bo po co, skoro byśmy cały czas zdrowi byli… Oj dobrze by było, ale…
Ta wielobarwność życia, ta kolorystyka, te różne dni, różne uczucia, różne chwile – to jest właśnie urok. I chociaż (wiem, wiem) trudno jest docenić wartość złego, kiedy nas epatuje, ale radość z dobrego bywa tym większa im bardziej to złe nas dotknęło. Ale łaskawe oka spojrzenie ma moc. Łaskawsze o tyle, że to właśnie obecność tych nielubianych elementów nadaje sens naszemu życiu. Możemy się śmiać, bo już nie płaczemy, możemy śnić, bo skończył się dzień, możemy czekać wiosny, choć depcze nam po piętach zima. Wreszcie możemy lubić i nie lubić, możemy dąsać się i radować. Wszystko możemy!
To mimo przeciwności złamanej igły (nie jednej), zepsutej maszyny, zawieszonego telefonu, a z nim perspektywy utraty wszelkich kontaktów (no bo nie archiwizowałam!), w obliczu troski o zdrowie najbliższych i szeregu rozmaitych elementów ujemnych przeżyłam sierpień i początek września i powolutku realizowałam kolejne, kolejne, zamówienia, niespodzianki - szurumburum - opowiedzą zdjęcia :)
A, bo ja sobie wzięłam do serca magię słów Walta Disney’a: „If You can dream it! You can do it!”
I wierzyłam, że jeśli potrafię o czymś marzyć, to potrafię tego dokonać!


A zrealizowałam (w kolejności zdjęć) miętowy - nietypowy zestaw "Mama & JA" dla Pauliny, koszulkę z portretem  córki dla Pani Agaty, sukienkę dla uroczej Gosi z Malandii, ubrałam w zestaw z sercem cudowną Izę i Lenkę ze świata oczami mamy, do tuniki zamówionej przez przemiłą Artizę przykleił się sekretnik, a pewien spersonalizowany zapiśnik poleciał zamiast mnie do Krakowa, bazgrozeszyty Sary i Joanny miały szczęście podróżować do słonecznej Italii (chyba też w ramach moich wakacji!), absolutnie nietypowa sukienka kroiła się chyba pół roku, ale Ona,
to chyba nie siłę ma, a cierpliwość :), inna sukienka narysowała się i nawet uszyła, lustereczka i nowe metki wraz
z bonem podarunkowym zaprojektowały się wciśnięte między wierszami dla tej Pani, która trzyma ze swoim szczęściem baloniki, a pierwsza ilustracja z elfem to uchylony rąbek nowego projektu, który mam nadzieję niebawem Wam odsłonię w całej okazałości. I to nie wszystko, nie, nie, nie! Więcej będzie. No bo jestem, jestem, szyję, maluję, rysuję, żyję. Uśmiecham się i złym zdarzeniom gram na nosie. A co!
Aaaa, łapiąc ostatnie promyki letniego słońca udałam się z moim cudownymi gośćmi na Festiwal Kolorów - wykorzystując atawistyczną potrzebę "ubabrania się" kolorami - obiektywem przyłapała nas Marcelina
(również na zakupach!) :) Pozdrawiam Was Dziewczyny!


Dużo Wam dobrych dni życzę. W deszczu czujcie się jak ryba w wodzie i wypatrujcie słońca.
Jak się będzie ociągało – to Wam narysuję :)

☼ Maryś

z kilku liter

$
0
0
Można nimi wzruszyć i rozkochać.
Można rozmarzyć i zbudować krajobrazy.
Tworzyć miejsca, do których chciałoby się podróżować,
miejsca, w których chciałoby się zatracić.
Można nimi urazić, zaciekawić i zezłościć.
Można też wiele wyjaśnić. Można wywołać kaskady emocji. Od radości do głębokich smutków skreślić nimi gamę szarości
i tęczę kolorów.
Można po nich nic nie chcieć, albo chcieć bardzo wiele.
Bywa, że malują obrazy, tworzą zapachy.
Bywa, że czujemy po nich smaki.
Są wesołe i są smutne.
Są małe i duże. Są ważne i bez znaczenia.
Są takie, które nas nie obchodzą
i takie, które nam żyć nie dają.
Na nich oparte jest porozumienie.
Na nich buduje się wiara.
Od nich płoną serca, koją się rany.



Z nich rodzą się kłótnie. Z nich powstają portrety zdarzeń, portrety ludzi i przenoszą nas w czasie.
Przenoszą w przeszłość i wyobrażają przyszłość. Krystalizują myśli, formułują zasady, zapamiętują wspomnienia. Mogą mieć wiele znaczeń, choć brzmią tak samo. Wylewamy ich potoki, albo skrywamy w sobie.
Interpretujemy je, zapamiętujemy, rozpamiętujemy, olewamy...
A to tylko słowa.


I niech Wam się w pamięci zapisują te serdeczne. Niech nie tworzą chmur interpretacji bez znaczenia.
Niech to gesty stanowią o tym, co zatrzymacie blisko serca :)


Samych dobrych słów :)
☼ Maryś

p.s. Zapraszam Was serdecznie do Józia na KONKURS - w którym można wygrać moją nową koszulkę :)

Spotkanie

$
0
0
"(...)

Mimozami zwiędłość przypomina
nieśmiertelnik żółty — październik.
To ty, to ty, moja jedyna,
przychodziłaś wieczorem do cukierni.

Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
w parku płakałem szeptanymi słowy.
Księżyc z chmurek prześwitywał jesienny,
od mimozy złotej majowy.

Ach czułymi, przemiłymi snami
zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
w snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
jak ta złota, jak ta wonna wiązanka."

"Wspomnienie" Juliana Tuwima



Motyle w brzuchu, stado rozbrykanych na prerii Mustanków (Mustank to moja wersja radosnego z niepokoju, gotowego na przygodę rumaka). No więc tych Mustanków rozbrykane stado po mnie biega.
I boją się – dzikie. I chcą – ciekawskie. I radosne z tego niedoczekania: podbiegną, uniosą.
Bo oto będę się mogła z Wami spotkać.
Przygotowania trwają.
Zapinam guziki, prasuję, doszywam to i owo, nadzoruję. Poprawiam. Nosem kręcę. Poprawiam jak wyżej. Szykuję. Stempluję (bo każda moja koszulka stemplowana jest ręcznie). Zauroczona pomysłem, zafrasowana, onieśmielona. Wymyślam, a głowa puchnie od tych chmur, które swoje wyczekały, które w tej kolejce do realizacji wywierciły mi
w brzuchu dziurę pokaźną, nie jedną, nie dwie. Wywierciły całe pole, jak w szwajcarskim serze, jak na Marsie
w interpretacji Wallace and Gromita. Spadły deszczem miłości w kałużę, po której skakać można tylko boso.
Szykuję się na spotkanie z Wami. Do drukarni powędrował pierwszy mały czarymarysiowy folder i papierowe metki. Na stolikach, krzesłach i po pudełkach piętrzą się stosy przygotowanych na to spotkanie czarów z tygielka mojej wyobraźni. Na drewnianych nogach podskakują niecierpliwie manekiny – ten duży i ten mały. Czekają goście, których ze sobą na to miłe wydarzenie zaprosiłam (o Nich jeszcze napiszę). O rety! To już niecałe 10 dni. Niewiele ponad tydzień. Podobno tyle leczy się katar. To jak ktoś z Was ma katar to czas go wyleczyć ;)
Jak ktoś złapie katar – to zapraszam, będę miała i chusteczki, dzbanek i kubki i najlepszą pod słońcem niebieską earl gray. Jak ktoś mieszka blisko Łodzi, albo w Łodzi, albo daleko od Łodzi, ale chce się spotkać - Zapraszam! Na Łódzkim tygodniu mody w Showroom & Concept Store dziewiątej edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland – w dniach:
                              17 – 20 października na stoisku nr 88
Zagości skrawek mojego świata. Będzie mi ogromnie miło Was poznać, Was spotkać i czym bogata mała z piernika chatka  - Was ugościć!


A ponieważ w trakcie stemplowania przyfrunął do mnie Pan Motyl - jestem spokojna, uśmiechnięta i szczęśliwa.


Na to spotkanie z Wami :)


Szukajcie mnie z jesienna piosenką na ustach. Z Juliana Tuwima słowami, które tak pięknie rozśpiewał barwnym głosem Czesław Niemen. Na ten czas, kiedy mnie znów nie będzie niech otulają nas dźwięki.


Z uwagi na nieuniknioną nieobecność będzie można podglądać mnie na Instagramie i na facebookowym wydarzeniu.
I do zobaczenia Kochani 17-20 października w zabytkowym kompleksie Księżego Młyna
przy ulicy Tymienieckiego 22/24

☼ Maryś 


peesiki:
Wszystkie moje autorskie stemple wykonała najwspanialsza pod słońcem drużyna Montażowni - chapeau bas
Alfabet, który mi pomógł w numerologii - Scandiloft

... a to było tak

$
0
0
Miesiące przygotowań.
Lata pomysłów.
Kolorowe kredki i akwarele po kątach szuflad skrywane.
Czasem nieśmiało puszczały do Was oko.
Czasem zabierane przez bliskich. Inne dalej w szufladzie. Wyczekane i tulone pod serduchem marzenie. Mezalians dwóch młodzieńczych rozkroków: studiować grafikę, czy projektowanie odzieży. Och, tyle serce chciało. Tyle czekało... Przenieść swoje obrazy, fotografie, pomysły  na tkaninę tak, żeby ona zwiewna była niczym jedwab. Naturalna.
Przyjazna ciału. Oddychająca. Żeby obraz nic nie stracił
z delikatności kredki, która go malowała. I jeszcze dużo o tym napiszę. Jak tylko zepnę klamrą wszystkie wątki i osnowy tej historii. Opiszę przy herbacie z pigwowym cudem, który podarowała mi była Katka wszystko, bo jest co opisać.
Dziś zapraszam Was na fotorelację oczami Little Mi, która ze swoim szklanym obiektywem była moim gościem.
Gotowi?

To miłego oglądania!


były ze mną:

opakowanie na kredki, skrzyneczka, motyle - Malandia
dekoracje szydełkowe - Olga
wyjątkowe czapki z bawełnianej włóczki do mojej Omotanej - Manufaktura Olgi
kosz, w którym prezentowały się owe czapki (turkus z sercem ręcznie malowany) - TWENTY VIOLETS

girlanda Cotton Ball Light - można samemu zaprojektować kolorystykę (!)
mój ulubieniec i bohater głów ;) - Pink Fedora HatHat

A pod uroczym pseudonimem autorka fotografii owej fotorelacji, Marcelina, córka Olgi - mój gość Little Mi

Ja tymczasem zmykam, szykuję dla Was konkurs. Pot z czoła ocierając zamykam jeszcze jeden projekt.
Jeszcze chwileczkę na mnie poczekajcie, dobrze?

☼ Maryś

Dla wszystkich, którzy z deszczem zdejmują buty i skaczą boso po kałuży

$
0
0
















Zamknij oczy. Zamknij proszę.


Nie ma jesiennego chłodu, przed którym musisz chować się pod ciepłym płaszczem. Krople deszczu wystawiają radośnie poliki do promyków słońca, żeby namalować krajobraz z tęczą. A Ty i ja, siedzimy na chmurze. Wolisz się położyć – nie ma sprawy. Kładź się. To mój pierwszy krok w chmury. Trzymaj mnie jeszcze chwilkę za rękę. Tak. Mam cały czas oczy zamknięte. Lubię :) Lato lubię.
Deszcz, watę cukrową, karuzele, konie na biegunach i landrynki w tej porcelanowej cukiernicy na szydełkiem wydzierganej serwecie. Za szybą kredensu zawsze czekają. Nigdy się nie kończą. Niech ta bajka też się nie kończy. Chociaż bajki (tak lubię) mają dobre zakończenia. Dziękuję Wszystkim, którzy mnie wspierali, którzy trzymali kciuki, którzy pomagali jak mogli, jak umieli – bez nich nie miałabym tyle siły. Bez nich trwałoby to lata świetlne.
A tak, marzenie pielęgnowane w duszy od lat bez mała osiemnastu uśmiecha się teraz do Was.

Dziękuję Wam i zapraszam.

http://czarymarys.pl

W koszyku z kredkami i akwarelami czeka na Was pod hasłem „pokus hokus” niespodzianka ;)

Czarowały ze mną Małe Księżniczki Pola i Klara - modna-laleczka.blogspot.com
Ubrane w Czary Maryś
Na poduszkach, którym wymalowałam dla szafy tosi pióra i dmuchawce
Korona z gwiazdą od moimili
A zrealizowane marzenie oraz wyrazy największego uznania dla najwspanialszej Joanny - lolajoo.blogspot.com - która tak pięknie była ujęła w skomplikowane i zaszyfrowane formuły moje wyobrażenia ♡

Serdeczności
☼ Maryś

stary dobry ziemniak

$
0
0


Nie wiem jak Was, ale mnie osobiście nic tak nie cieszy, jak upominki z sercem. Ręcznie zrobione przez kogoś - nawet jeśli (a może szczególnie jeśli!) widać w nich ręczny wkład ♡
Świąteczne szaleństwo prezentów nacinam niczym ażurową gwiazdę z kartki papieru małą zachętą do wykorzystania prostych sposobów na ozdobienie bluzki. Ba! Ośmielę się stwierdzić, że nic dziś nie wydaje mi się sympatyczniejszym podarunkiem :)
Bluzkę można też uszyć samodzielnie ;)
Ale kupiony gładki tiszert ozdobiony ciekawym motywem z ziemniaczanej pieczątki, czy rozpisany literami za pomocą gliter linerów, albo stemplowany - to BAJKA.
Macie w domu ziemniaki?
Jak macie - to przyda Wam się jeszcze "gąbka na patyku", farba do tkanin, flamaster do tkanin lub konturówka (wielozadaniowa)


Stary dobry ziemniak. No może nie taki stary, bo w pomarszczonym trudno byłoby wyciąć pożądane kształty - na przykład GWIAZDY. Gwiazdy można wyciąć różnej wielkości, dlatego lepiej tych ziemniaków przygotować sztuk kilka. Z jednego spokojnie można zrobić dwie "pieczątki" i... Nie trzeba umieć rysować! :) Ja przygotowałam sobie dodatek do stempla z zaczarowaną dziewczynką na bluzce. Ale tym sposobem można ozdobić jasiek na magiczne sny, torbę na zakupy... Stemplami z ziemniaków można pomysłowo ukryć niesprane plamy na dziecięcych ubrankach.
Oj mnożyć tych pomysłów mogłabym długo jeszcze. To zanim Was zanudzę.
Mała porcja inspiracji ze zdjęć :)


Czy znacie te pisaki, którymi można ozdabiać ceramikę i szklane bombki? Ja je roboczo nazwałam wielozadaniowymi. Trzeba co prawda cierpliwie poczekać, aż gruba warstwa spokojnie wyschnie. Najlepiej zostawić je spokojnie na całą noc. Pisze się nimi naciskając miękką tubkę - trzeba to robić ostrożnie, bo lubią zostawiać spore kleksy - mój zostawił :)
Utrwalają się żelazkiem prasowane po lewej stronie, a efekt wypukłego napisu bezcenny, nietuzinkowy i znów...
Nie trzeba umieć rysować. Wystarczy wyszukać sobie ciekawy tekst, imię, cokolwiek, co przyjdzie Wam do głowy.
Takim GLITTER Linerem można też wykonać po prostu kropki.



Na zdjęciu powyżej farby to tkanin, dedykowane tkaninom ciemnym, flamaster do tkanin i wielozadaniowa konturówka :)
Na zdjęciu poniżej - sposób na napis z szablonu wyciętego w kartonie. W takim kartonie można wyciąć cokolwiek, motyw serca, łzy, również gwiazdy. Wierzę, że Wasza pomysłowość moją przerośnie o głowę!


Od wielu lat maluję koszulki farbami do tkanin. Dotychczas moimi faworytami były farby fevicryl, od jakiegoś czasu, odkąd namówiła mnie Lala- stosuję farby Nerchau. Tak, wiem są droższe, ale posiadają ogromną zaletę, której w żadnych innych farbach dotąd nie poznałam - nie usztywniają większych powierzchni zamalowanej płaszczyzny - i to powoduje, że moja zaczarowana skrzynka ze słoiczkami dedykowanymi ręcznemu malowaniu na tkaninach zapełnia się nimi po brzegi.
Jakiś czas temu kupiłam sobie też kredki. (Mam jeszcze do "przetestowania" kredki pastelowe do tkanin, ale o nich innym razem.) Te kredki "wprasowanki", którymi rysuje się najpierw na kartce, a potem kartkę przykłada się rysowaną stroną do tkaniny i za pomocą gorącego żelazka "odbija" ilustrację. I na tym zakończyła się moja przygoda z tymi kredkami... Efekty możecie zobaczyć poniżej - nie muszę pisać dlaczego :)
Obok widzicie próby flamastrami do tkanin i mimo, że tych przed praniem świadomie nie utrwaliłam żelazkiem - gorąca woda nie dała im rady. Wiem, że malowanie pędzelkiem na początku przygody ozdabiania ręcznego tkanin bywa trudne. Dlatego flamastry polecę z czystym sumieniem :)


Zerknijcie jeszczeTU i TU
To jak? Macie już pomysły na prezenty dla bliskich?
Aaaa... Jeszcze zagadka. Jestem bardzo ciekawa, czy ktoś zgadnie jaki napis złotym GLITTER Linerem będę miała na sukience?

Tymczasem zmykam przygotowywać się na kolejne osobiste spotkanie z Wami.
Zapiszcie w kalendarzu 6 grudnia i jak ktoś mieszka w Warszawie, to proszę szukać mnie przy FONTANNIE :)

Postaram się jeszcze zajrzeć do Was niebawem, bo szykuję małą niespodziankę ♡

Serdeczności
☼ Maryś

Omotany grudzień

$
0
0
Podobno jestem mistrzem "zagadek" - śmieje się ze mnie Kasia za każdym razem :) Na zdrowie ♡
To proszę, proszę - niech teraz zgaduje :)
To znaczy za chwilkę :)
Kochani,
jestem Omotana - żeby nie powiedzieć zakręcona, zaszyta, opakowana w siateczki, woreczki, sznureczki, piecząteczki tudzież kredkami zmalowana jestem permanentnie.
Ale nie, nie motam się. To Omotanie wynika w prostej linii z pewnego incydentu. Uszyłam go sobie kiedyś. Dwa lata temu prawie. Incydent przez długi czas pozostawał bezimienny, ale był bardzo ciepły i bardzo wygodny - zerknijcie.
Incydent był się podobał koleżankom ilekroć mnie w nim spotykały - szyłam.
Przypadek nadał mu imię. Tak lubię.
Przypadkiem stała się Omotaną, a skrojona nie przypadkiem. Długo pracowałam nad jej formą.


Poszukiwałam prostoty kroju, a jednocześnie wygody.
Ci, którzy mają okazję się Omotać już wiedzą jak uzależnia. Jak trudno jest wybrać kolor, bo są do wyboru ;)))
Żeby nie przedłużać, bo jak sami widzicie jestem jak na lekarstwo, a tu za pasem ✩




A w uszach trzynastego zawsze piosenka ze słowami Janusza Kondtarowicza - to teraz Omotajcie się ze mną w grudniu i wygrywajcie :) A zatem tamtara dam - ZAGADKA:

Którą z piosenek (do której słowa napisał Janusz Kondratowicz) lubię najbardziej?

Tytuł piszemy w komentarzach - wygranego wytypuję w losowaniu, można "skusić", bo wiele z jego piosenek lubię bardzo - dlatego, żeby trzynastego i w piątek był dla nas wszystkich dniem z przymrużeniem oka. Wygrać może KAŻDY, kto pokusi się o wpisanie tu tytułu ;)
Wygrywamy Omotaną GOŁĘBI PUCH


Do Omotanych najwspanialsze Oczapkistworzyła Olga
Cudownym modelkom, które wystąpiły w Omotanych i Oczapkach ♡ Żanecie i ♡ Julii - dziękuję
Fotografowi najlepszemu też - On wie ♡

A już w środę postaram się wytypować Nową Szczęśliwie Omotaną!

Serdeczności
☼ Maryś

peesik 1:  chociaż okrutnie mnie korci - do środy na komentarze nie odpowiem, ale KORCI jak nie wiem.
Nie odpowiem nie przez niegrzeczność (no wiecie), ale zaraz bym wypaplała, i nie, nie jest to trzynastego "TA" ulubiona :))) ups ;) A niech mnie...

peesik 2: MIŁEJ ZABAWY!

taka była ta środa

$
0
0
"Zakochani są wśród nas, zakochani pierwszy raz,
tak po prostu bez pamięci zakochani.
Mają po dwadzieścia lat, mają swój beztroski świat,
swoje ścieżki, które wiodą ich w nieznane.
Mają tylko kilka słów, kilka marzeń ze swych snów,
romantyczni, zagubieni między nami.
Pośród spadających gwiazd,
on i ona pierwszy raz,
zapatrzeni tylko w siebie, zakochani.

Jeszcze szczęścia tego ukryć nie umieją,
tego szczęścia, które odnaleźli dziś.
Jeszcze wierzą, jeszcze łudzą się nadzieją,
że to prawda, że tak zawsze musi być.
Zakochani są wśród nas, zakochani pierwszy raz,
romantyczni, niedzisiejsi i niemodni.
Zakochani kilka dni, zakochani, tak jak my,
ale szczęścia się możemy uczyć od nich.

Szczęścia uczyć się możemy właśnie od nich!"

Janusz Kondratowicz

Autor wielu lubianych przeze mnie piosenek. Ale jak widzę lubianych również przez Was :) Przyznaję, "Zakochani" to tylko jedna z wielu. Do tych najulubieńszych muzykę był napisał Krzysztof Klenczon i wyśpiewał je też. I mimo, że konkurs radosny i trzynastego, i z przymrużeniem oka - to piosenką, która niezmiennie odkąd ją usłyszałam wzrusza jest "Biały Krzyż". Wzrusza w każdej linijce tekstu i w każdej minucie melodii - tak po prostu.
Niezbadane są te nasze ulubienia ;)

Losowanie odbyło się na tacy. Tradycyjnie szybkim ruchem zamieszałam i życzyłam każdej z was Omotania, a tym czasem karteczka wybrała się jedna. Zawsze mi wtedy tak troszkę smutno, że tylko jedna. Bo ja tak bardzo chciałabym wszystkim podziękować, że ze mną jesteście. Z pogodą, z niepogodą, z dniem kolejnym, a dni wspólnych już za nami sporo... Dlatego to nie ostatni wpis przed świętami, jeszcze mam nadzieję na chwilkę wspólną z Wami. Żeby nie trzymać tyle w niepewności - GRATULUJĘ :)


 A tu na wieszaku pierwszy prototyp Małej Omotanej - zobaczymy jak się sprawdzi - jedzie na "testy" - trzymajcie kciuki ♥































Serdeczności
☼ Maryś

jest taki dzień...

$
0
0














 
„Jest taki dzień, bardzo ciepły choć grudniowy (…)
tylko jeden raz do roku”


Ile razy obiecywałam sobie urządzać wigilię z okazji dnia jakiegokolwiek. Tak po prostu. Przenieść jej „ducha”, jej emocje, przygotowania i celebrowanie chwil na jeszcze kilka dni. Nie potrzebuję daty urodzin, by złożyć życzenia, chociaż łatwiej mi dzień zapisać w kalendarzu. Chciałabym te pierogi lepić częściej i mieć do tego serce. Chciałabym z takim namaszczeniem do stołu zapraszać i dom przystroić. Chciałabym, żeby rozmaite zdarzenia swoimi ciemnymi chmurami nie czarnowidziały mi nad głową i mieć zawsze bym chciała radość życia, każdego dnia. Umieć, nie tylko chcieć je doceniać, ale je nade wszystko doceniać. Nie błąkać się po szarych zakamarkach duszy, która zraniona drobnostką przybiera sukienkę „foch”. Chciałabym mniej narzekać. Posiąść umiejętność takiego zarządzania swoim czasem, żeby zdążyć. Chciałabym zrealizować wszystkie pomysły, które mam w głowie. Mieć na nie dobry, spokojny czas. Chciałabym się częściej uśmiechać. Wierzyć bym chciała, że uda mi się kiedyś pokonać te swoje słabości, które niczym mur stoją przede mną zamiast furtką na oścież. Lepszym człowiekiem chciałabym być. Chciałabym umieć tak wybaczać - jakiego to wybaczenia sama oczekuję, kiedy zabłądzę. Chciałabym wymagać od siebie na jednej wadze tyle samo ile stawiam wymagań innym. Umieć spojrzeć na siebie z boku i powiedzieć: „przestań” – stanowczo i skutecznie to powiedzieć ;) Chciałabym umieć przewidzieć, że zaboli przeskakiwanie poprzeczek ponad miarę dla tych którym straszna kałuża. Chciałabym ugasić obawy jak pragnienie i czerpać szczęście z kropli rosy.
Życie, a w nim pełno niespodzianek: dobrych i złych, gorszych i lepszych, smacznych i niestrawnych… Wymusza wybory i obdarowuje ich konsekwencjami. Tyle zakamarków się czai niczym złe duchy i nie da się ich uniknąć. Bywa, pojawiają się na nasze życzenie. Czasami od losu, jak zły dar...
Nie wszystko da się przewidzieć, nie przed wszystkim uchronić.
I co wtedy?

Wtedy zróbmy sobie częściej taki wigilijny wieczór w duszy. Wieczór z wybaczaniem, wyrozumiały, otoczony dobrą intencją. A jak nie pomoże od razu - to znów zróbmy sobie wigilijny wieczór - aż do skutku :)




Życzę Wam magii nieba – synonimu bezpieczeństwa - która posadzi Was na chmurze i pozwoli bezpiecznie płynąć meandrami wyobraźni i sterować swoim życiowym okrętem.
I aniołów Wam życzę – niech nimi będą motyle – by chroniły Was od niepogody ducha.
A nade wszystko, życzę Wam po prostu uśmiechu. Do siebie samych i do każdego napotkanego człowieka.

Uśmiechniętych (nie tylko) Świąt
☼ Maryś

"Podobno ptaki upadły jak ludzie, a jednak bliżej są nieba"

$
0
0















Tyle jest pięknych dni raz w roku, że zapiera dech w piersiach. Niech zapiera. To bardzo radosne uczucie. Grać w orkiestrze, która "buduje wielką flotę zjednoczonych sił" - zaszczyt.

Ulegam temu poruszeniu i Was zapraszam na sny w bajkowej scenerii.
Serca w górę, paluszki na klawiaturki i kilkamy w AUKCJE bajkowych poszewek na jaśki.



Moje malowane kredką jaśki wydrukowała na satynowej bawełnie 100%  firma COTTONBEE♡ - szyłam ja sama ;)

Serdeczności
☼ Maryś

i znów ten styczeń ;)

$
0
0





Cukru z wrażenia do kawy nie wsypałam.
Smakuje.

Łzy połknęłam w zaskoczeniu.
Słodkie.

Wybiegłam na ulicę w styczniu, w kapciach.
Gorąco.

To przez te emocje - dokąd tak pędzisz życie? 
Stop.

(Styczeń 2013)

Dokładnie rok temu, kiedy na pasach pani spiesząc się potrąciła mojego syna (nie, nic mu się nie stało). Ale biegłam do niego 500 metrów tak jak stałam. Życie jest nieprzewidywalne. W swoich ułamkach sekund potrafi zrobić obrót o 360° i nas tym samym postawić w miejscu, którego jeszcze przed tym ułamkiem się nie spodziewaliśmy. Kolejny styczeń uświadomił mi, że znów wywracam się jak ten sweter z pętelkami na jego lewą stronę. Ponieważ poprzedni styczeń podarował mi bogaty we wrażenia i pełen dobrych niespodzianek (2013) rok. Nie pozostaje mi nic innego jak wierzyć, że ten obrót przyniesie mi jeszcze więcej dobrych, niespodziewanych dni, przeżyć, emocji, zdarzeń, które mnie uśmiechną na dłużej ;)

Przed Wami akwarelami i kredką Iwona


Serdeczności
☼ Maryś

nigdy nie jest za późno

$
0
0


Na nowy rok,
na nowy dobry rok,
na chwile ciszy,
na radość,
na uśmiech,
na marzenia,
na realizowanie planów.
Na przeprowadzkę,
na kwiaty bez okazji.
Na nowy smak,
na życie – póki trwa.
Nigdy nie jest za późno
na lato zimą,
na doczekanie się...
Ba!


Zrealizowane, wyczekane, wielokrotnie w głowie rysowane szkicem wyraźnym. Wyśnione, wymarzone, urzeczywistnione marzenie smakuje po czasie o całe nieba mocniej. Kiedy się tak cierpliwie, spokojnie czeka... A radość? O Kochani, jaka to radość - skrojone, zszyte zmierzyć i cmoknąć serdecznie. Biegając pomiędzy jednym, a drugim lusterkiem, to w górę, to w dół i wcale nie ukradkiem łapać wzrok uznania przypudrowany słowami "no, ładnie Ci w tej sukience". No ba!
Nie byłoby tak ładnie, gdyby nie pomoc IGI
Urodę herbacianych róż uchwyciła szkłem swojego aparatu i niezwykłym okiem, latem ubiegłego roku. Zapach tamtego lata i przedsmak zbliżającego się w tej różanej kooperacji przekazujemy Wam ze specjalną dedykacją:

"nigdy nie jest za późno na realizowanie marzeń" :)

I mnie, i sukienki spotkacie 5/6 lutego - w środę i w czwartek "przy fontannie" w Blue City
przy Alejach Jerozolimskich 179 :)

Będzie bardzo kwiatowo i bardzo kobieco.
Tak bardzo, jak silna we mnie obudziła się potrzeba lata ♡

Do zobaczenia!
☼ Maryś


peesik: Jeszcze raz niskie ukłony i najcieplejsze podziękowania dla niezwykłej Igiza jej wsparcie i pomoc nieocenioną w realizowaniu marzeń

przyjaciele mojej bajki

$
0
0





zamieniłam nastoletnie, wymuskane pędzelkiem,
wypłukane wodą kostki starego karmańskiego na białe noce
z sentymentem fotografowałam te wyschnięte już resztki farb, które długo towarzyszyły mi w czasie,
oj długo
z radością (z jaką przymierzam buty) odpakowałam papierowe otoczki i sreberka, by wyłuskać jak ten świeży groch ze strączka, nowe, pachnące miodem białe noce...
zatopiłam nos i dałam się beztrosko omamić magii niepozornych kolorowych kostek 1x2 cm

radosna


Odpoczywam, kiedy maluję. Akwarele - odkąd pamiętam - uczyły mnie anielskiej cierpliwości. Nie da się nimi ugotować na szybko obiadu. Są wymagające jak niemowlę. Cieszą swoją nieprzewidywalnością i kuszą, by je okiełznać. Kiedy plama wody rozlewa się po kartce, a ty gonisz ją pędzelkiem i nadajesz wymyślone kształty. Gimnastykując się z czasem, bo kiedy są jeszcze mokre starasz się nadać plamie odpowiedni kształt. Wiesz, że jak wyschnie otoczy je subtelny kontur, którego nie zniwelujesz po zaschnięciu. Lub czekasz. Czekasz, aż zaschnie, bo linia wyschniętej plamy jest niezbędna w tym właśnie miejscu. Innym razem chlapiesz umoczonym mocno w wodzie, lekko w farbie pędzlem i dmuchasz w tę plamę, a ona tak śmiesznie oburzona pokazuje rogi. Te rogi też są do czegoś potrzebne, albo i nie. Nigdy tego nie wiesz. Znów czekasz cierpliwie, aż inny fragment sobie zaschnie. Stopień zaschnięcia ma znaczenie. Można tak się bawić w nieskończoność. Ta zabawa, kiedy trwa jest pasjonująca jak rozwiązywanie zagadki. Jak oczekiwanie na prezent. Odbiera Cię całemu światu. Nie ma codzienności, dni, nocy. Nie ma podziałów w poprzek, ani czasu. Jest radość. Za każdym razem jest radość jakbyś weszła na szczyt stromej góry i podziwiała widok okolicy, zmęczona, ale szczęśliwa...
Zamieniłam dwanaście wyschniętych kostek starego karmańskiego na dwanaście pachnących miodem białych nocy. Te pierwsze towarzyszyły mi wiele lat, ale czas nadszedł się rozstać. Te drugie poznałam jeszcze wcześniej, ale był czas, kiedy nie można ich było zdobyć.
Zamieniłam z sentymentem do tych rosyjskich farb akwarelowych, których magia zamknięta w maleńkich jak kostka czekolady pojemniczkach przenosi mnie w inny wymiar rzeczywistości.





przyjaciele mojej frajdy, moich milimetrowych wakacji i zaczarowanych uniesień:

Akwarele "BIAŁE NOCE"
Papier akwarelowy MONTVAL
pędzle okrągłe z miękkim syntetycznym włosiem

Wszystkim, którzy swoją przygodę z akwarelą mają ochotę zacząć, polecam zwykłe szkolne akwarele z "papierniczego" - zanim zaschnięty karmański ustąpił miejsca białym nocom, to one dzielnie nanosiły swoje kolory. Nie były tak intensywne w barwach, ale na początek wystarczą z powodzeniem! :)

Pozdrawiam Was cieplutko, zagubiona w czasie - odnaleziona w radości i skupiona na projektach

☼ Maryś

historia pewnej sukienki

$
0
0
Jak przystało na ośmiolatkę nieopodal maja - lat temu tyle,
że się na palcach obu rąk ledwo zmieszczą - została „komunistką”. Nie znałam jej jak się urodziła. Jak zaliczała pierwsze kroki i pierwsze upadki na tyłek wypchany pieluchami. Nie karmiłam jej piersią, nie koiłam łez i bólu pierwszych ząbków. Poznałam ją, kiedy przyszła do mnie - trzymając za rękę tatę - na zajęcia rysunku. Miała wtedy sześć lat. Dzielnie smarowała kredkami. Znad kartki podnosząc te ciekawskie, niebieskie tęczówki w moją stronę – hipnotyzowała. Lepiła z masy solnej serduszka. Kopię słoneczników Van Gogh'a namalowała tak pięknie, że oczu nie można było oderwać, i nikt nie wierzył, że to obraz dziecka… Mięta zamieniła się zupełnie naturalnie w napełniony uczuć gorącym powietrzem balon. Unosił nas obie w chmury. Mieszkałyśmy na tym samym osiedlu. Na zajęcia szłyśmy razem. Wracałyśmy razem. Na spacery chodziłyśmy i po zakupy. Jadałyśmy wspólne obiady, które gotowała jej Mama (przepyszne). Robiłyśmy szarlotkę. Malowałyśmy razem.

Tanecznym krokiem od cioci stałam się Marysią, ale pod spodem przyszyła nas nierozerwalna niteczka, która za zgodą i uśmiechem Mamy pozwoliła Nacinazywać mnie (przyszywaną) Mamą, a mi ją - Córką (przyszywaną).
Moja tęsknota za szyciem sukienek dla osobliwej małej kobietki znalazła obok Niej zaspokojenie. Mogłam do woli wymyślać, kroić i szyć ubranka Małej Księżniczki. I nadeszła ta wiosna, wiele lat temu. A moja głowa spuchła jak dynia w poszukiwaniu „czegoś specjalnego” – to miała być niespodzianka. Prezent, który zatrzyma w pamięci chwile… Uszyłam, jak czułam, jak umiałam. W każdy płatek nanizając dobre życzenie. Bo dla mnie sukienka - nie jest tylko sukienką, jest nią aż...
Dziś jest już wspomnieniem :)

Wspomnieniem, które sprowokowało nową, letnią zabawę z różanymi płatkami. Ale… To dopiero początek.
Kolejne letnie zamysły już się z mojej głowy wyszywają :)

Jak się wszystkie ładnie skroją i odszukają lato - to mam nadzieję, że będę mogła na chwilkę odpocząć z akwarelami i kredkami w dłoniach - malować nowe bajki. Tym czasem ściskam Was ciepło i przesyłam całe naręcze wiosny.
Niech Was omami i zaczaruje promykami słońca ☼

Serdeczności
Maryś

w podziękowaniu

$
0
0
Powinnam dodać jakiś stosowny wstęp. Wytłumaczyć swoją permanentną nieobecność, i że mój czas na rewizyty
w Waszych blogowych progach skurczył się odwrotnie proporcjonalnie do rozciągliwości gumy. O tym mogłabym napisać, że coraz częściej wyruszam z Czary - Marysiowym kramem do miejsc, w których możecie obejrzeć na żywo, co szyję... Mam do napisania tak wiele. Każdego dnia nowa historia. Każdy, osobiście spotkany uśmiech dodaje kolejnej lotki moim skrzydłom, albo w nie wiatr dmucha niczym potężny zefir. A ja bym tak siedziała nad papierem z kartki
i kredkami wymalowałabym najchętniej sto milionów tęcz w podziękowaniu, za dni niepoliczalne na palcach, za energię, za iskierki, za wszystko...

Dlatego końcówka wszystkichkoszulek ze stemplami, które nam się po drodze zamagazynowały - czeka na Was z takim przepełnionym poczucia humoru kodem:
"prima aprilis".


Tu zobrazowałam gdzie go wpisać:


A ja tym czasem przygotowuję dla Was kolejne niespodzianki, ostrzę szkło aparatu i temperuję kredki. Oliwię maszyny i wymieniam igły. Tnę tkaniny i wymyślam. Każdego dnia z coraz większym uśmiechem, bo wiosna, bo kwiecień, bo życie - tylko jedno - łapię je w garść i przytulam do serca.
O tym gdzie można spotkać się z nami osobiście piszę zawsze na FB - można zaglądać/podglądać nie mając konta :)

Życzę Wam pięknych wiosennych dni!
Do przeczytania niebawem

☼ Maryś

oswajam dni różne

$
0
0
Całe życie uczę się jak nakarmić głodnego wilka wewnętrznego smutku - bez powodu głodnego, ale bywa.
Kolejnym dniem minionym zapisuję w pamięci swoje własne odnalezione sposoby na pogodę.
Karmię różne smutki - i te, które nie mają uzasadnień, i te którymi los obdarowuje. Karmię długim snem, malowaniem, wpatrywaniem się w kolejny odcinek przygód jakiegoś bohatera, którego imienia na drugi dzień nie pamiętam, karmię. Nauczyłam się, że dni gorsze zawsze miną. Nauczyłam się, że blask radości jest tym bardziej intensywny im większa burza niepokoju zasłaniała go czasem.
Wtedy jest mnie mniej. Zasypuję się pracą, wymyśleniami. Czekam, czy zapuka do mnie jakiś nowy pomysł.
Szukam go w szkicach, których już uzbierałam z biegiem czasu część znaczną i wygrzebuję z rozkwitającego pąka bzu - ten zawsze niesie nadzieję.
Czas.
Czas, kiedy opadają liście i nie ma zieleni jest trudniejszy.

Czas, kiedy mało promieni słonecznych łaskocze powieki mija. Wiosna nawet tym swoim sennym przesileniem dodaje więcej, więcej wszystkiego. Mi dodaje... A potem już tylko dwa kroki do lata. Dwa mrugnięcia rzęsą do motyli.
Ale wtedy jest mnie mniej. I wtedy dłużej rysuję, dłużej zszywam, dłużej kroję wszystko. Dłużej smaruję masłem kromkę. Dłużej trzymam otwarte drzwi lodówki niepewna co na tę kromkę położyć. Dłużej buduję
z wyimaginowanego piasku swoje zamki. Ale buduję. Jeden taki zbudowałam, a nawet dwa mi się udało :)
Dla kogoś, kto tak wytrwale czekał. Tak subtelnie i cierpliwie otaczając troską mój i swój czas oczekiwania.
Mogę (bo Ona już paczkę odpakowała) pokazać Wam jak widzę Hankę i Raszka - kredkami.
Tacy Oni...


Zapraszam Was tam, do Belgowa - tych, którzy jeszcze nie zawitali - warto :)

Tymczasem zmykam dalej kroić i przypinać we właściwe miejsca płatki na które czekacie ;)
Serdeczności

☼ Maryś

"Powstrzymaj nas w pogoni..."

$
0
0
(...)

Szukaj dróg gdzie jasny dźwięk
Wśród ogni złych co budzą lęk
Nie prowadź nas, powstrzymaj nas,
Powstrzymaj nas w pogoni...

Świecie nasz
Daj nam wiele jasnych dni!
Świecie nasz
Daj nam w jasnym dniu oczekiwanie!
Świecie nasz
Daj ugasić ogień zły!
Świecie nasz
Daj nam radość, której tak szukamy!
(...)

Marek Grechuta
Świecie nasz... Łaskocze słowami, a ja podzielę się łaskotkami podniebienia, dla wszystkich, którym się w szale świątecznych emocji przypalają garnki. Pasta znakomicie koresponduje z kromką chleba, lubi pływać na łódce z listka cykorii, a jej smak towarzyszy nam od dwóch dekad. Podejrzałam ten przepis przez ramię Mistrza kuchni i pozwoliłam sobie nadać mu imię "Pasta Dży" - To żółte :) Jej sekret zawarty w trzech składnikach ujmuje prostotą i jak to powiedziała kiedyś trafnie Julka - zacna w smaku ;)

Potrzeba nam:
► sera żółtego (w kostce) - moje podniebienie najprzyjemniej łaskocze radamer.
► słoika majonezu
► i mieszanki przypraw o nazwie curry

Ser ścieramy na tarce jak marchewkę na surówkę (najmniejsze łezki). Sypiemy na startą serową kostkę (200g) około łyżki stołowej przyprawy curry - mieszamy. Dodajemy dwie łyżki stołowe majonezu i mieszamy. Proporcje dobierajcie wedle upodobań. Więcej majonezu - lżejsza konsystencja. Więcej curry - bardziej słona.
Niech Wam pasta Dży (to żółte) na Wielkanocnych stołach zagości, jak i nam.
Smacznego!




Garnek mam spalony - pasta gotowa, jajka (to za chwileczkę), Avrea zadbała bym miała niebieską Lady Grey Tea, a dzięki Adulce, która to sama z gliny umie takie cuda robić - mam ja na oknie piękny element dekoracyjny i wraz z nim przesyłam Wam życzenia: samych smacznych jajek, zaskakujących zajączków i kurczaków, co jak koguciki na drucikach umiejętnie wyszukują wśród trosk codzienności blasku chwil, abyśmy się nimi mogli cieszyć ♡




Słowami Marka Grechuty i głosami finalistów V Festiwalu Zaczarowanej Piosenki
wszystko, co zaśpiewali - życzę!

Serdeczności
☼ Maryś

szept (em)

$
0
0
Kilka godzin snu od niepamiętamkiedy, to stanowczo za mało.
Wiem.
Nie umiem zwolnić.
Zastygam chwilami, zamykam oczy wciągam głęboko powietrze i jestem. To nie bycie za wszelką cenę, ani trwanie, bo wypada powiedzieć „be”. To konieczność. Znów zamykam oczy i zamyślam się w tył, w czasie. Kiedy zupełnie nieświadoma tego, co dziś - malowałam akwarele. Malowałam do szuflady, bo były pamiętnikiem moich emocji z danej chwili. Były zamyślnikiem tego, co przeżywałam. Rozpisane między plamą, smutnym spojrzeniem, czającym się w kąciku akwarelowej postaci uśmiechem, nadzieją…
Potem z tej szuflady maszerowały do domów różnych.
Potem Wam je pokazałam – były jeszcze w kolorze.
A teraz, przeniosłam je w monochromatycznej wersji na dzianinę z wiskozy. Uwielbiam wiskozę. Kiedyś o niej napiszę (obiecuję to samej sobie od pół roku!).



To „teraz” rozciągnęłam troszkę w czasie, bo przecież niektóre z Was już od kilku miesięcy je na sobie noszą ;)
A ja od tego czasu zachodzę w głowę jakie znaleźć im miejsce, żeby nie ginęły w kolorowej oprawie Czary Marysiowej bajki… Ale, jak wszystko wokół mnie, tak i One same znalazły sobie miejsce własnym rytmem. Wyszeptały mi je do ucha. Postanowiły odejść na bok, usiąść przy kawie i zamyśleć się patrząc przez okno. To okno jest moim szeptem i ukojeniem, chwilą spokoju, którą kradnę światu i podarowuję sobie. Zapisaną myślą na papierowej serwetce. Drugą stroną lustra. Kroplą rosy na pajęczynie. Ostatnim łykiem kawy, który już zimny dopijam zawsze ze smakiem.





Biegnę dalej, pakuję zaszyte emocje w woreczki, dopinam agrafkami metki z nowym logo, układam na wieszakach.
W ostatniej chwili przed kolejnym pierwszym spotkaniem odbieram szczęśliwa od Pana Kuriera wizytówki. Myślę o tym, że już pora spać. Bo rano wstaję o 5-tej, o 6-tej wyjedziemy, rozpakujemy te pudełeczka i znów staniemy oko w oko z Waszym uśmiechem. Wiem tylko, że każda ukradziona snu chwila była warta Waszych słów, Waszych oczu, Waszych uśmiechów, Waszych listów…
Do zobaczenia na Misz-Masz


peesik: zabieram aparat i postaram się przygotować dla Was moim zabieganym spojrzeniem "relację"

Metki drukowane - CottonBee
Wizytówki - chromadruk.pl

Serdeczności
☼ Maryś
Viewing all 70 articles
Browse latest View live